Notka
Już we wrześniu 1939 roku niemieckie działania zbrojne, a także aresztowania i wywózki do Niemiec powodowały, że coraz więcej osób uciekało do lasu. Lasy kieleckie ukryły w swoim sercu cząstkę Wolnej Polski; przygarnęły chłopców gotowych do walki z hitlerowskim najeźdźcą... Mój tata - Michał Huber ps. "Rumianek" był dowódcą oddziału, więc cała nasza rodzina pomagała partyzantom, organizując wyżywienie, w razie potrzeby przyjmując na nocleg.
A w polskich chatach dzielne kobiety (jedną z nich była moja mama) tuliły swoje dzieci, chroniąc je przed lękiem i głodem; z ich serc wciąż płynęła modlitwa otulająca rodziny i tych, co poszli w las. Dom, w którym mieszkaliśmy (od 1941 r.), do czasu wojny był żydowskim domem modlitwy. Żydzi często szukali tu pomocy: "Za drzwiami stało kilka zmarzniętych osób, jakaś żydowska rodzina: mąż, żona, dwoje dzieci i jedno maleńkie na rękach matki, otulone kocami. - Jeść pani... pomóż pani dla nas... W oczach Karoliny zakręciły się łzy... Wskazała miejsce koło pieca... Pośpiesznie naszykowała prowiant: chleb, podpłomyki, trochę koziego sera i butlę mleka dla dziecka. Wyjęła też z kołyski małą pierzynkę, którą otulała do snu swoje dzieci, przełożyła do niej maleństwo, otuliła kocem. - Teraz nie zmarznie. Niech Bóg prowadzi...".
O tym wszystkim nie da się zapomnieć, chociaż "Czas zatarł ślad"...
(Rh)