ks. Adam Bezak

Na przełęczy

Kategoria  powieść

Wydawnictwo Biblos - Tarnów
Cena 16.40 zł
ISBN 978-83-7332-478-7
(gabaryt L - 2XL)
waga 0.114 kg
nr kat. Rhema 22748
                                   



Towar lub tytuł już niedostępny


Notka

Debiutancka powieść księdza diecezji tarnowskiej (obecnie pracującego na Ukrainie), który odwołując się do swojego doświadczenia, opisuje proces krystalizowania się powołania młodego człowieka i okoliczności podjęcia przez niego decyzji o wstąpieniu do seminarium duchownego. Książka obfituje w bystrze podpatrzone scenki rodzajowe. Ważną rolę odgrywa w niej sceneria górska - szczególnie chyba nadająca się do zarysowania problematyki z zakresu życia wewnętrznego. Tytułowe "na przełęczy" to nie tylko miejsce w górach, ale także metafora sytuacji człowieka stojącego przed najważniejszym dla siebie wyborem.


Spis treści

Od autora
Rozdział I SPOTKANIE
Rozdział II WĄTPLIWOŚCI
Rozdział III POWOŁANIE
Epilog ODPOWIEDŹ


Fragment tekstu

SPOTKANIE

Było ciepłe sierpniowe popołudnie. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. W oddali słychać było cykanie świerszczy. Szum potoku i szum wiatru harmonijnie współbrzmiały wśród bukowiny i sosen. Tego dnia Antek nie czuł się najlepiej. Szedł już drugą godzinę. Wspinał się wąską, stromą ścieżką. Lubił tędy chodzić, choć trasa nie należała do najłatwiejszych. W dole wił się potok, błękitne niebo przecinały pasma białych obłoków, drzewa powoli pozbywały się liści. Było pięknie. Zatrzymał się i pogrążył w myślach ...
- Mówią, że ten szlak ma coś w sobie. Jakąś magiczną moc... - powiedział sam do siebie. Często potwierdzali tę opinię przypadkowo spotykani ludzie. - Magiczną moc... - powtórzył. "Może i ma? A może i nie ma..." - przebiegło mu przez myśl.
Usiadł na kamieniu. Ściągnął plecak. Z daleka widać było już jego domek. Zawsze o takim marzył. Mały, drewniany, stał na skraju lasu. Właściwie była to niewielka leśniczówka, którą wyremontował i doprowadził do stanu używalności. Na jej widok zawsze robiło mu się cieplej na sercu.
"Szkoda tylko, że brakuje mu duszy..." - wziął głęboki oddech, aż zakłuło go w prawym boku. To pamiątka po niedawnej akcji ratowania małej sarenki, która zagubiła się w zaroślach i wpadła w sidła kłusowników. Chcąc ją uwolnić z potrzasku, oberwał gałęzią, która pojawiła się tam nie wiadomo skąd.
Antek był leśniczym. Nie tyle z wykształcenia, co z zamiłowania. I przypadku. Zgłosił się do tej pracy na ochotnika. Do tej pory nie wierzył, że udało mu się dostać tę posadę. Był zapalonym taternikiem i górołazem. Ukończył Akademię Wychowania Fizycznego, podjął pracę w szkole jako nauczyciel. Lubił piłkę nożną i grywał w nią nawet z niezłym skutkiem. Próbował swoich sił jako trener, ale szybko zrezygnował z tego zajęcia.
Kilka lat temu wybrał się na "tajemniczą przełęcz". Chciał odpocząć od zgiełku miasta, zobaczyć coś nowego, zostawić wszystkie sprawy szkolne i pooddychać wolnością. Dobrze zapamiętał ten dzień. Było chłodno i wiał silny wiatr. Rozpętała się burza. Schronił się w małej leśniczówce, gdzie mieszkał sędziwy staruszek, emerytowany leśniczy. Zatrzymał się u niego na noc. I tak się wszystko zaczęło. Antek zaglądał do leśniczówki, ilekroć przyjeżdżał w góry, rąbał drzewo, robił zakupy, remontował. A wieczorami słuchał długich opowieści starszego leśniczego o tym, "jak to dawniej bywało". No i złapał bakcyla. Stary leśniczy uczył młodego Antka rozpoznawania chorób drzew, zajmowania się leśną zwierzyną, wdrażał w tajniki tej niełatwej pracy. Początkowo Antek traktował to jako hobby. Lubił nowe sytuacje, nowe zajęcia.
"Żadna nauka nie idzie w las" - powtarzał sobie często. Dlatego podejmował nowe wyzwania.
Z czasem staruszek czuł się coraz gorzej. Ciężko zachorował. Nie miał nikogo, kto mógłby się nim zająć. Antek zrezygnował z pracy w szkole. Zamieszkał w leśniczówce ze swoim przyjacielem. Był dla niego jak syn. Opiekował się nim, sprowadzał lekarza, dbał, by niczego mu nie brakowało. Niestety, któregoś dnia stary leśniczy odszedł do Pana. Przed śmiercią powiedział jeszcze:
- Pamiętaj: las, góry, doliny, jeziora mają duszę. Opiekuj się nimi. I postaraj się, żeby ten dom zatętnił kiedyś życiem. Mnie się to nie udało... Żegnaj, przyjacielu...
Antek długo nie mógł się pogodzić z jego stratą. Wszystko mu go przypominało. Czas jednak powoli goił rany. Staruszek zostawił mu w testamencie leśniczówkę. W tym regionie nikt nie kwapił się, by przejąć obowiązki leśniczego. Młodzi powyjeżdżali za granicę. Najbliższe technikum leśnicze było dość daleko. Złożył więc podanie i ukończył specjalny kurs, który pozwolił mu na pracę w lesie. Początkowo Nadleśnictwo traktowało go nieufnie, ale z czasem doceniono jego rzetelność i zamiłowanie do pracy. Nie lubił, kiedy wspominano o tym, jak troszczył się o sta-re-go leśniczego.
Zrobiło się późno. Antek założył plecak. Ścieżka schodziła nieco w dół i dalej biegła wzdłuż potoku. Jego szum brzmiał, jak cudowna symfonia, którą mógł usłyszeć tylko ten, kto kochał przyrodę. Zapadał już wieczór, kiedy Antek dotarł w końcu do celu. Wśród skał rozciągała się piękna polana. Na jej zboczu stała chata zbudowana z drewna, pokryta gontem. Do przekroczenia jej progu zapraszała wysunięta nieco weranda, na którą prowadziły niewielkie schody.
Antek usiadł na drewnianej ławie. Był zmęczony. Rozpalił ogień w kominku. Jasne płomienie rozświetliły mroczne zakątki pokoju. Stopniowo wyłaniały się obite drewnem ściany, podłoga wyłożona "dzikiem" i półka uginająca się od pożółkłych książek - pamiątek po starym leśniku. Postawił wodę na herbatę. Usiadł przed kominkiem. Lubił wpatrywać się w migocące płomienie, delektował się bijącym od nich ciepłem. Wydawało mu się wtedy, że czas zatrzymuje się w miejscu. Nie słyszał, kiedy zagotowała się woda. Dopiero wtedy, gdy poczuł swąd, poderwał się na równe nogi.
- A niech to! Następny spalony czajnik do kolekcji! - krzyknął z nieukrywaną złością. - To już trzeci w tym miesiącu. Jak tak dalej pójdzie, to będę gotował wodę w kociołku na ognisku przed domem albo w kominku... To musi mi na razie wystarczyć, zanim postaram się o następny czajnik... - powiedział sam do siebie, wyjmując z szafki blaszany kubek.
Tym razem poczekał aż woda się zagotuje i już po chwili delektował się cudownym smakiem ziołowej herbaty. Ubrał wełniany sweter i wyszedł na werandę. Lubił siadywać na niej i patrzeć na swoje ukochane góry. Wyjął z kieszeni pióro i notatnik. Codziennie zapisywał w nim swoje przemyślenia. Czasami udawało mu się nawet napisać jakiś wiersz. Przypadkowo zeszyt otworzył się na jednym z nich:

Góry, moje góry,
Szaty Boga złociste,
Boskiej świątyni mury,
Powiewem wiatru - przeczyste.

Zdobne w łąki i hale
I jezior bez liku,
Życiem tętniące stale
W srebrzystym strumyku.

Boże jest to dzieło,
Nie mam wątpliwości.
I kolano się ugięło
Wśród tej dostojności...

Słowa wiersza dodały mu sił. Zmęczenie minęło. Był przekonany, że Bóg jest tuż obok. Kiedy pisał, czuł Jego bliskość. To była jego modlitwa serca. Zrobiło mu się cieplej i radośniej. Uśmiechnął się. Spojrzał raz jeszcze w stronę gór, jakby chciał im powiedzieć: "Dobranoc. Jutro znów się zobaczymy".
Dołożył do kominka, wyjął z lodówki kawałek kiełbasy i zaczął ją piec na kominkowym ruszcie, aż kiełbasiany zapach napełnił cały pokój. Potem zjadł ją łapczywie, popijając wystygłą już nieco herbatą. Usiadł w fotelu i znów zaczął wpatrywać się w ogień. Jego myśli powędrowały do czasów dzieciństwa, kiedy jako mały brzdąc biegał po ogródku, wędrował po zielonych łąkach, spacerował po lesie. Już wtedy przyroda była dla niego jego azylem w świecie, w którym nie mógł znaleźć swojego miejsca. Chował się wśród zieleni, ilekroć było mu źle. Pośród głosów zwierząt i szumu drzew szukał odpowiedzi na dręczące go pytania. Marzył, by odnaleźć wreszcie siebie w zgiełku codziennego życia. Nie tracił nadziei. "Wszystko ma swój czas..." - jego myśli wygasały jak ogień w kominku. Nie wiedział, kiedy zasnął...









Powrót  •  Nasza oferta  •   Nowości  •   Najpopularniejsze  •   Szukaj

O nas   •   Kontakt   •   Regulamin zakupów   •   Karta stałego Klienta   •   Do pobrania