ks. Piotr Dzedzej

Porzucone sutanny. Opowieści byłych księży

Kategoria  popularnonaukowe

Wydawnictwo Znak
Cena 27.00 zł
ISBN 978-83-240-0875-9
(gabaryt L - 2XL)
waga 0.180 kg
nr kat. Rhema 22405
                                   



Towar lub tytuł już niedostępny


Notka

Jest to zbiór ponad dwudziestu rozmów przeprowadzonych przez księdza, który pewnego dnia poczuł, że nie może zamykać oczu na losy ludzi odsądzanych przez jego własne środowisko od czci i wiary: byłych księży i zakonników. Z trudem docierał do kolejnych mężczyzn, których życie niejednokrotnie okazywało się przedziwną drogą w poszukiwaniu własnego powołania, drogą krętą, czasem mroczną i rzadko kończącą się wyjściem na otwartą przestrzeń, nie zawsze prowadzącą do spełnienia. Wywiady z nimi nie miały na celu zdobycia materiału do sensacyjnej książki, lecz zwrócenie uwagi na miejsce, jakie w społeczeństwie i Kościele zajmują ci, którzy porzucili kapłaństwo. Te poruszające, czasem wręcz wstrząsające historie pokazują, że większość takich osób nie odnajduje się w życiu, nie odnosi sukcesu, z trudem wraca do życia w świeckim społeczeństwie. Są jednak także przykłady krzepiące, będące dowodem na to, że także po odejściu z kapłaństwa życie w zgodzie z Bogiem, samym sobą, Kościołem i bezpośrednim otoczeniem jest możliwe.

Jednym z kluczowych wątków wracających nieuchronnie w każdej rozmowie jest kwestia celibatu. Dlatego wywiady księdza Dzedzeja są także głosem w toczącej się w Kościele i społeczeństwie debacie o bezżenności duchownych. Dzięki temu, że mężczyźni, wypowiadają się w nich zupełnie szczerze (ośmiela ich anonimowy charakter wypowiedzi i rozmówca, który jest księdzem), jest to głos niezwykle ważny. Ale nie jest on wcale aż tak jednoznaczny, jak można by się spodziewać: przeżywanie samotności, płciowości, pragnienia ojcostwa może być bowiem bardzo różne.

Książka wciąga, jej lektura zaś z pewnością pomoże czytelnikowi mocno zrewidować obiegowy pogląd na temat tego, czym jest zdrada powołania, a czym wierność wobec niego. Albo przynajmniej zastanowić się nad losem tych, którzy dokonali w swym życiu wyboru zmieniającego dosłownie wszystko - i to dokonali go co najmniej dwukrotnie.


Fragment tekstu

Byłeś księdzem?
Nie, raczej nie. Nie byłem księdzem, choć sprawowałem funkcje kapłańskie i nosiłem sutannę. Święcenia zostały jednak unieważnione - w procesie udowodniono, że przyjąłem je pod przymusem.
To znaczy, że nie miałeś powołania?
Nie miałem, absolutnie nie miałem. Krótko mówiąc, do wstąpienia do seminarium zmusiła mnie mama, która wmawiała mi, że mam zostać księdzem.
Aż trudno uwierzyć, że tylko dla niej wytrzymałeś tyle lat w seminarium!
A jednak! Ale wtedy nie byłem tak do końca pewien, że nie mam powołania. Bycie księdzem nawet mi się podobało, lubiłem czynności liturgiczne, wcześniej byłem pełnym zapału ministrantem. W seminarium szło mi dobrze: doskonale przyswajałem wiedzę, umiałem ładnie śpiewać oraz grać na gitarze i organach. Dni szybko mijały. Ale na kolejnych stopniach dochodzenia do kapłaństwa docierał do mnie głos: "Nie masz powołania".
Powiedziałem o tym przełożonym. Ksiądz rektor odpowiedział, że to chwilowy kaprys, i dodał, że jestem materiałem na dobrego księdza, który daleko zajdzie. Kiedy powiedziałem o tym w domu, mama nie chciała nawet słyszeć o jakimś tam "braku powołania". Gdy wspomniałem jej krótko przed święceniami diakonatu, że waham się co do ich przyjęcia, rozpłakała się i powiedziała, że pęknie jej serce, jeśli nie zostanę księdzem. Z natury byłem wrażliwy i ogromnie przywiązany emocjonalne do mamusi i tatusia.
Po diakonacie i prezbiteracie wszyscy składali mi życzenia powodzenia na drodze życia osoby duchownej, a ja byłem rozdarty.
A nie mogłeś kogoś poprosić, żeby pomógł wytłumaczyć mamie problemy z twoim powołaniem?
Rozumiał mnie jedynie ojciec duchowny, ale on był związany tajemnicą spowiedzi i nie mógł z nikim na mój temat rozmawiać. Uświadamiał mi, że jeżeli przyjmę święcenia, będą nieważne. Ale wygrał strach przed rodzicami i przyjąłem je.
Stałeś się więc księdzem świadomym braku swego powołania. Na co właściwie liczyłeś?
Szczerze? Na rychłą śmierć rodziców, szczególnie mamy. Wiedziałem, że gdy mama umrze, wtedy od razu rzucę sutannę!
Udało się?
Po ośmiu latach. Na cmentarzu, po pogrzebie mamy, i później - w kościele parafialnym, gdzie byłem wikariuszem - opowiedziałem moją historię. Ludzie płakali, ja płakałem... Publicznie zdjąłem sutannę i oświadczyłem, że nigdy więcej jej nie włożę.
(Posłuszny syn)


A co się właściwie stało?
Powiedziałem biskupowi, że mam dziecko, córkę. Prosiłem, żeby mi jakoś pomógł, a on od razu dokonał kanonicznego upomnienia z wpisaniem do akt. Kazał mi zniknąć z oczu. Podczas następnego spotkania nawrzeszczał na mnie, że sieję zgorszenie. A ja ciągŹle prosiłem biskupa, który powinien być mi ojcem, o radę i pomoc. Sugerowałem, żeby przeniósł mnie na parę lat do innej diecezji.
Księdza z córeczką? Jak to się w ogóle stało?
Chwila słabości, nierozwagi. Kapłaństwo było dla mnie jednak wciąż najważniejsze. Proszę nie zrozumieć mnie źle, nie chciałem zapomnieć o dziecku i odpowiedzialności za nie! Ale też nie chciałem porzucać powołania, które miałem. Myślałem sobie, że jeśli mężowi zdarzy się dziecko na boku, to wcale nie musi to oznaczać końca małżeństwa.
Ale do biskupa takie porównania nie przemawiały.
Po kilku rozmowach z nim wpadłem w furię i zacząłem mu nadawać o różnych nieprawidłowościach wśród księży. Wszyscy wiedzieli, kto ma dziecko, kto sypia z gosposią. Biskup milczał, a ja powiedziałem mu wprost, że chyba pozwala na takie sytuacje. Milczał dalej. Wkurzałem się, bo chciałem uczciwie podejść do sprawy, a nikt tego nie rozumiał.
Sugerujesz, że biskupi przymykają oko na nieprawidłowości wśród księży?
"Sugerujesz"? Tu nie ma co sugerować! Taka jest rzeczywistość.
Miałbyś o czym opowiadać?
Oczywiście, trzeba to powiedzieć, nie wszystko było złe, ale mam wiele do opowiedzenia i na pewno miało to wpływ na moją decyzję.
Opowiadaj.
Pierwsza parafia to był szok: proboszcz współżył z gospodynią, która była jego rodzoną siostrą. Przychodziła do mnie i żaliła się, miała ogromne wyrzuty sumienia. Poszedłem do proboszcza i powiedziałem mu, że powinien się leczyć. Natychmiast zostałem przeniesiony, a biskup powiedział mi, że gospodyni cierpi na zaburzenia psychiczne i mam uważać sprawę za zamkniętą. W drugiej parafii nie było kazirodztwa, po prostu proboszcz oficjalnie mieszkał z gospodynią i dorastającą córką. Ten wzór cnót uważał, że wikarzy są źli, bo mało pracują, późno wracają do domu, zmieniają samochody i nieodpowiednio się ubierają. Wszystko opowiadał przy koniaczku biskupowi, a ja wciąż lądowałem na dywaniku.
W seminarium też było źle?
... Fatalnie funkcjonuje instytucja ojca duchownego, Kościół powinien zwrócić na to uwagę. Za moich czasów mieliśmy takich ojców, że każdy bał się mówić im prawdę, bo nie dość, że nie potrafili rozwiązywać problemów, to jeszcze opowiadali o nich innym. Nie wiedzieliśmy na przykład, jak poradzić sobie z samogwałtem. Gdy mój kolega zwierzył się ojcu duchownemu z onanizmu, to ten kazał mu zabrać papiery z seminarium, a inni - w tym ja! - spokojnie się masturbowali w ukryciu i zostali wyświęceni! A problem pozostał.
Gdy ludzie odpowiedzialni za coś w Kościele nie potrafią zaradzić problemowi, to udają, że go nie ma. W seminarium nie mówi się całej prawdy o przyszłym życiu księdza. Jeśli jest to celowa strategia, to niektórzy nigdy nie powinni wyjść z piekła.
(Buntownik)


Jak doszło do tego, że porzuciłeś kapłaństwo?
Na drugiej terapii poznałem lekarkę, rozwódkę, z którą się zaprzyjaźniłem. Obiecałem sobie, że nie dam się złapać na piciu i nie dam satysfakcji mojemu proboszczowi, więc gdy znów zacząłem pić, nie wróciłem na plebanię. Pojechałem do niej, a ona wystawiła mi zaświadczenie, że leżę w szpitalu na nerki. Wybrał się tam proboszcz i wszystko wyszło na jaw. Napisałem list do biskupa, że niby jakiś czas chcę pobyć u rodziny i odpocząć od sprawowania funkcji kapłańskich. Zgodził się.
Moja lekarka była we mnie zakochana. Sama była abstynentką, ale tolerowała moje picie, choć błagała, abym nie przesadzał. Relacje między nami wykroczyły poza przyjaźń - zdecydowaliśmy się na ślub cywilny. Poinformowałem o tym biskupa, który mnie zaraz suspendował. Rodzina się mnie wyrzekła.
Jak wyglądało twoje małżeństwo?
Żyliśmy z pensji żony. Ja nie pracowałem, bo tak było wygodniej. Nie miałem co robić, więc popijałem - najpierw otwarcie, potem w ukryciu. Żonie coraz trudniej było to wytrzymać, parę razy wyrzuciła mnie z domu. Wracałem, błagałem o przebaczenie, obiecywałem poprawę i za każdym razem nie dotrzymywałem obietnicy. Poznałem też inną kobietę, która dużo lepiej mnie rozumiała.
Dlaczego? Skąd to zrozumienie?
Stąd, że piła ze mną jak równy z równym. Gdy żona znów mnie wyrzuciła, poszedłem do nowej koleżanki. Dobrze się tam czułem, choć jej mieszkanie było meliną.
Nie tęskniłeś za radością, którą dawało ci kapłaństwo?
Alkohol dominował. Czasami zbierało mi się na wspomnienia i wtedy sobie popłakałem - tyle zostało z radości i kapłaństwa. Nie mieliśmy za co żyć, więc chodziliśmy na żebry. Odważyłem się nawet na to, żeby po prośbie chodzić do kolegów księży.
Jak reagowali?
Najczęściej łapali się głowę: "Co ty z sobą zrobiłeś?". Nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Najważniejsze było, żeby zdobyć pieniądze i kupić coś do wypicia. Traktowali mnie różnie, ale parę groszy zawsze rzucali.
(Bezdomny)









Powrót  •  Nasza oferta  •   Nowości  •   Najpopularniejsze  •   Szukaj

O nas   •   Kontakt   •   Regulamin zakupów   •   Karta stałego Klienta   •   Do pobrania