Leon Knabit
Módl się i pracuj. Nie bądź smutny
Kategoria KnabitWydawnictwo OO. Benedyktynów TYNIEC
ISBN 978-83-7354-647-9
38 stron
format 100x160x4mm
oprawa Miękka
wydane Kraków 2016r.
waga 0.030 kg
nr kat. Rhema 54843
Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!
Pozycja archiwalna.
Zadzwoń i zamówZamów przez e-mail
Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.
Pokaż koszyk
Notka
Zdajemy sobie z tego sprawę, że działania tylko zewnętrzne, choćby najbardziej perfekcyjne technicznie, nie dadzą rady tej trudnej rzeczywistości. Jak to powiedział ks. Twardowski: "wszystko na zbity łeb wali się bez Ciebie, Boże". Dlatego jesteśmy w miejscu, gdzie przypomina się zasadę, znacznie później sformułowaną, kiedy świat się przyglądał działalności benedyktynów: MÓDL SIĘ I PRACUJ. Bardziej pierwotna zasada benedyktyńska brzmiała: PORZĄDEK I POKÓJ. Bałagan wprowadza nieuporządkowanie, a pokój harmonię. A potem droga do tego: módl się i pracuj, nie bądź smutny. Zachowaj radość w pokoju i szanuj wszystkich ludzi. Można powiedzieć, że na tych czterech filarach budowano Europę średniowieczną. Jak się zastanowimy nad tym, jest szansa, ażeby realizacja tych czterech filarów, dzisiaj przekonwertowanych na program naszych społeczeństw i każdego z nas, wsparła, mówiąc za Janem Pawłem II, odnowę oblicza tej ziemi.
Dlatego chciałem się zastanowić nad tymi czterema elementami. Jezus Chrystus mówi nam dzisiaj: I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie (zob. J 7,28). Te słowa smagają nas jak bicz: I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. To jest to: MÓDL SIĘ, a potem PRACUJ! W Księdze Mądrości, gdzie człowiek doskonale pracujący, znajdujący się w pięknym świecie, nie znajduje uznania, jest prześladowany. To również odnosi się do Syna Człowieczego, do Jezusa, a jakże często do wielu z nas. Za swoją solidną, porządną pracę, za uczciwość, tak wielu cierpi niesprawiedliwość. Jest takie porzekadło, bardzo kolokwialne: dobre uczynki mszczą się na tych, którzy je spełniają. Może i sami nieraz doświadczaliśmy tego na własnej skórze... To jest sprawa Boga. Przez 54 lata mojego kapłaństwa może i była jedna czy dwie doby, gdy moja wiara nie doświadczała wahnięć - uważam sobie to za łaskę, całkowicie niezasłużoną, bo wiem, że Pan Bóg mógłby cofnąć to w każdej chwili, tak by wypróbować człowieka. Obserwując czy to siebie, czy to innych ludzi, chcemy często powtarzać za św. Pawłem: nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię (zob. Rz 7,15). A te straszne dramaty ludzkie, śmierć niespodziewana, niszczenie planów naszych bliskich na rzecz swojej własnej kariery, klęski żywiołowe... Stawiamy sobie podstawowe pytanie: gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Czy On rzeczywiście istnieje? Nieraz przecież bezradność wobec tych sytuacji budzi agresję w człowieku. Jeżeli pozwalasz, Boże, na te i inne rzeczy, kłócę się z Tobą, często padają między nami bolesne słowa. Kresem tej postawy jest zazwyczaj ateizm.
(Rh)