Philippe Nessmann
W poszukiwaniu świętej rzeki. Źródła Nilu
Kategoria młodzieżWydawnictwo św. Stanisława BM
ISBN 978-83-7422-529-8
waga 0.273 kg
nr kat. Rhema 40135
Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!
Pozycja archiwalna.
Zadzwoń i zamówZamów przez e-mail
Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.
Pokaż koszyk
Notka
Zanzibar, rok 1857. Dwóch żądnych przygód mężczyzn postanawia poznać tajemnicę Nilu. Nikomu dotychczas nie udało się odkryć, gdzie znajdują się źródła świętej egipskiej rzeki. Zbyt wiele gęstych dżungli, dzikich zwierząt, tropikalnych chorób... Mimo to Richard Burton i John Speke podejmują wyzwanie i zapuszczają się prosto w serce Afryki.
W tych niezwykłych poszukiwaniach towarzyszy im były niewolnik Bombay: "Wiedziałem co mnie czeka. Ale rzeczywistość okazała się jeszcze gorsza..." (RH)
Fragment tekstu
"Znów pełnię tylną straż w pałacu sułtana, w pobliżu wysokiej palmy. Ponieważ pilnuję drzwi, przez które nikt nigdy nie przechodzi, kolejny raz umieram z nudów. Dla zabicia czasu staram się sobie przypomnieć stare przysłowie. Jak to było: "Kto wiosłuje z prądem, rozśmiesza krokodyle" czy też: "Kto wiosłuje pod prąd, rozśmiesza krokodyle"" Staram się wejść w skórę krokodyla i wyobrazić sobie, co by mnie bardziej śmieszyło.
- Sidi Mubbarak! Chodź!
W moją stronę biegnie Baraka, mój przełożony.
- Widzisz, że pracuję! Napijemy się później.
- Chodź, sułtan cię wzywa.
- Ach! Skoro chodzi o sułtana...
Zastanawiając się, co takiego ostatnio przeskrobałem, idę za Baraką przez szereg chłodnych korytarzy aż do największej sali w pałacu, w której sułtan przyjmuje gości.
- Wejdź, Sidi Mubbaraku!
Sayyid Majid ben Said al-Busaid ma zaledwie dwadzieścia dwa lata. Rok temu został sułtanem Zanzibaru po tym, jak zmarł jego ojciec. Można jednak odnieść wrażenie, że przez całe swoje życie, a być może nawet i w łonie matki, wydawał rozkazy.
- Wejdź!... Moi goście chcą się z tobą spotkać.
Na ławeczce siedziało dwóch białych ludzi ubranych jak na białych przystało. Jeden z nich miał włosy czarne, a drugi żółte.
- Dzień dobry, Sidi Mubbaraku - powiedział czarnowłosy.
Czułem lęk przed tym człowiekiem. Nawet siedząc, wydawał się olbrzymi. Jego oczy były tak surowe, że aż człowieka odrzucało. Na obu policzkach miał bliznę o długości kciuka jakby od ucha do ucha jego twarz została przecięta włócznią.
- Ponoć mówisz w języku hindustani"
Byłem pod takim wrażeniem, że nie zauważyłem, że mówił do mnie w tym języku.
- Owszem - odpowiedziałem.
Mógłbym mu wytłumaczyć, że jestem Afrykańczykiem urodzonym w plemieniu Yao i że będąc dzieckiem, zostałem pochwycony przez arabskich kupców i sprzedany jako niewolnik. Wówczas to mój pan zabrał mnie do Indii. Tam nauczyłem się lokalnego języka - hindustani. Gdy zmarł mój pan, odzyskałem wolność i wróciłem do Afryki, gdzie zatrudniłem się jako strażnik sułtana Zanzibaru.
Mógłbym to wszystko opowiedzieć, ale wolę milczeć.
Milczenie jest złotem.
- Podobno podróżowałeś wraz ze swoim panem aż do Indii - kontynuował czarnowłosy, który wszystko już o mnie wiedział. - Będziesz nam towarzyszył w dalekiej podróży przez afrykańskie ziemie.
Podróży" Co to, to nie! Jest mi dobrze, gdy pilnuję drzwi, przez które nikt nigdy nie przechodzi. A poza tym na Zanzibarze jest tyle kobiet, które mi się podobają i z którymi chciałbym się ożenić. Nie chcę wyjeżdżać!
- Sahib , mam wiele pracy do wykonania dla Jego Królewskiej Mości...
- Nie dyskutuj! - uciął po arabsku sułtan. - Zdecydowałem, że pojedziesz!
Ale dlaczego ja" Czy to kara za jakieś przewinienie" I dlaczego podróż"
- Zajmujecie się handlem niewolnikami"
- Nie, szukamy pewnej rzeki. Nazywa się Nil i...
Poszukiwanie rzeki, ale po co" Wszystkie rzeki są prawie takie same! Jedyne interesujące pytanie to: co bardziej śmieszy krokodyle" Czy gdy widzą wioślarza płynącego z czy pod prąd"
Podczas gdy czarnowłosy gapił się na muchy na suficie, rzuciłem okiem na jego towarzysza. Wydawał się trochę młodszy, mógł mieć jakieś dwadzieścia pięć lat. Trudno jest określić wiek białych. Od początku nic nie powiedział, tylko słuchał i grzecznie potakiwał głową. To nie on tu dowodzi.
Nagle - cisza: widać tłumaczenie dobiegło końca.
- Zbiórka jutro rano w porcie!
Skinieniem głowy sułtan oznajmił mi, że mam się oddalić.
Zaniepokojony niczym osioł na widok sępów, wróciłem na swoje stanowisko. Nie chcę wyjeżdżać!"
"Czasem nie warto zadawać zbyt wielu pytań. Po pięciu tygodniach przymusowego postoju karawana ponownie wyruszyła w drogę wraz z dwoma nowymi tragarzami i nowymi osłami. Jednym z nich jest Kidogo, oczywiście tragarz, a nie osioł. Jest wysoki i silny, na biodrach nosi przepaskę ze splecionych liści, a w jego uszach wiszą dwa złote koła. Jak wszyscy tragarze, pochodzi z regionu Kazeh, z plemienia Uanyamuezi. Wśród Uanyamuezi to, że nosisz ciężary, jest znakiem twojej siły: chłopcy bawią się tak od najmłodszych lat.
- Jestem osłem! Bawołem! Wielbłądem! - wykrzyknął pewnego ranka, chcąc zademonstrować nam swą siłę.
W rzeczywistości nie jest zbyt mądry. Rozumu starcza mu tylko do tego, aby iść z pakunkiem na głowie i jednocześnie, nie upuszczając go, jedną ręką odganiać muchy.
Chwilę temu podszedłem do niego i rozmawialiśmy. Wówczas zadałem mu pytanie, którego nie powinienem był zadawać. Jednak od pięciu dni nie dawało mi ono spokoju:
- Dlaczego niektórzy z twoich braci nie poszli z nami"
Pięć dni wcześniej sahib Burton oznajmił, że udamy się w stronę jeziora Tanganika. Młody Speke wytłumaczył mi, że lepiej udać się tam niż do jeziora Nyanza, żeby znaleźć Nil, ponieważ jest ono wysunięte bardziej na południe, a więc znajduje się dalej. Nie za bardzo zrozumiałem, dlaczego to tak istotne, ale to nie ma znaczenia. Ważne, że gdy sahib Burton oznajmił, dokąd zmierzamy, wielu tragarzy postanowiło wrócić do swych domów.
- Dlaczego nie poszli z nami"
- Wystraszyli się - odpowiedział Kidogo.
- Dlaczego"
- Ponieważ już byli w pobliżu jeziora Tanganika i pamiętają, jak jest tam ciężko.
- Dlaczego jest tam ciężko"
- Bo tam naprawdę jest bardzo ciężko.
Nie wiem, co chciał przez to powiedzieć, ale jego słowa były dla mnie wystarczającym powodem, aby zacząć się niepokoić: skoro jest tam "bardzo ciężko" dla jednego z Uanyamuezi, w takim razie co będzie ze mną"
- Ale ty mimo wszystko idziesz tam, do jeziora Tan-
ganika...
- Tak.
- Dlaczego"
- Ponieważ ja się nie boję.
Trochę mnie to pocieszyło.
- A dlaczego się nie boisz"
- Bo idę tam pierwszy raz.
Powinienem był zamilknąć, a teraz to i ja się bardzo boję".