Paul L. Maier

Coś więcej niż ślad

Kategoria  powieść

Wydawnictwo Księży Marianów
Cena 39.90 zł

ISBN 978-83-7502-345-9
waga 0.676 kg
nr kat. Rhema 39551

Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!

Pozycja archiwalna.

Zadzwoń i zamów

Zamów przez e-mail

Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.


Pokaż koszyk

Notka

Czy zaczęło się już ostateczne odliczanie dla ludzkości"

W ostatnim czasie coraz częściej stajemy się świadkami wydarzeń, które mocno niepokoją, budząc pełne obaw pytania o przyszłość, nawet tę najbliższą. Deszcze meteorytów, asteroidy, mijające w bliskiej odległości naszą planetę, prognozy globalnych klęsk, a teraz jeszcze abdykacja papieża każą się zastanawiać, czy rzeczywiście nie zbliża się zapowiadany od dawna koniec. Jeśli do tego wszystkiego dodać stare przepowiednie i proroctwa ujawniane przy okazji takich właśnie okoliczności to istotnie można przypuszczać, że lada moment rozpocznie się final countdown, ostateczne odliczanie.



Tymczasem w Galilei pojawia się tajemniczy Jeszua ben Josef, który jak niegdyś Jezus czyni cuda i porywa słowem tłumy. Co więcej, nawet przywraca życie zmarłym... Czy więc to zapowiadany Mesjasz, który powtórnie ma przyjść, by rozpocząć swój sąd nad światem" Powątpiewa w to dr Jonathan Weber, który - kto wie - być może staje przed najtrudniejszym z wyzwań: musi dowiedzieć się, czy rzeczywiście Chrystus powrócił na ziemię, czy też jest to największa mistyfikacja w dziejach ludzkości... (Rh)

Fragment tekstu

Pewnego ranka, w czasie przerwy, Jenny poszła przyjrzeć się odkopanej podłodze synagogi na północnym skraju ich sektora. Przepiękna menora - siedmioramienny Świecznik często uznawany za symbol judaizmu - stanowiła centralny element mozaiki ułożonej na świątynnej posadzce. Nacieszywszy nią oczy, już miała wracać do pozostałych członków zespołu, kiedy zauważyła wgłębienie w miejscu graniczącym z chodnikiem przy synagodze. Poprzedniej nocy padało i woda kapiąca bez przerwy z kolumny znajdującej się nad tym punktem wyżłobiła niewielki dołek. Na to wgłębienie padał snop światła i kiedy Jenny pochyliła się, spostrzegła, że na jego dnie zamigotało w słońcu coś, co wyglądało na fragment jakiejś mozaiki. Pobiegła po swój rydel, klęknęła i przystąpiła do kopania.



- Czy możesz mi wyjaśnić, co tu robisz"

James F. Strange zaglądał jej przez ramię, a jego skądinąd sympatyczną twarz wykrzywiał teraz nieprzyjemny grymas.



- Co mówiliśmy - pytał - o niedotykaniu jakichkolwiek miejsc na terenie naszych wykopalisk, które nie zostały uwzględnione w planach"

- Przepraszam... profesorze Strange - odparła Jenny. Jej twarz zaczerwieniła się, a do niebieskich oczu zaczęły napływać łzy. - Wydaje mi się, że pod spodem jest fragment mozaiki i po prostu chciałam ją zobaczyć. Ja... ja zapomniałam o zasadach.

- Gdzie" Pokaż mi.



Wskazała miejsce, po czym szybko dodała nieco łamiącym się z emocji głosem:



- Mogę przysypać wszystko z powrotem i nikt się nie zorientuje. Naprawdę... bardzo mi przykro. Strange zignorował ją. Wziął do ręki rydel Jenny i klęcząc, usunął następną część siedmiocalowej błotnistej skorupy, bezsprzecznie łamiąc swoje własne zasady.



- Jenny, mogłabyś mi podać wiadro - powiedział tonem, jakim wujkowie zwracają się do swoich ulubionych siostrzenic. Z każdą łopatą piachu, którą Strange wsypywał do wiadra, jego oczy coraz bardziej błyszczały. Teraz poprosił o szeroki pędzel. Jenny pobiegła do swojego stanowiska i wróciła z tym, o co prosił. Profesor ostrożnie zmiótł brud z powierzchni tego, co odsłonił, a na jego ustach zagościł uśmiech.



- Podejdź tu i zobacz, Jenny - powiedział. Wpatrując się w płaską powierzchnię o średnicy

około osiemnastu cali, dziewczyna wykrzyknęła:



- To naprawdę jest mozaika! I zawiera jakiś napis, mam rację"

- Tak... zgadza się. Bądź grzeczną dziewczynką i przynieś mi manierkę z wodą. Szczęśliwa, że nie odsunął jej od wykopalisk, Jenny wróciła z manierką. Strange natychmiast wylał jej zawartość na mozaikę, która jak gdyby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odzyskała kolory, kontury i dawny wygląd.



Przez dłuższą chwilę oboje gapili się na swoje znalezisko osłupiali i oniemiali.

 

Powrót