ks. Bronisław Kant

Polscy salezjanie na misjach

Kategoria  popularnonaukowe

Wydawnictwo Salezjańskie - Warszawa
Cena 31.50 zł

ISBN 978-83-7201-288-3
waga 0.526 kg
nr kat. Rhema 35131

Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!

Pozycja archiwalna.

Zadzwoń i zamów

Zamów przez e-mail

Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.


Pokaż koszyk

Notka

Pozycja ukazuje 115. letni dorobek pracy misyjnej polskich salezjanów. Autor, salezjanin, który przez wiele lat w Polsce, opiekował się polskimi misjonarzami salezjańskimi, zebrał wszystkie możliwe informacje na temat pracy polskich misjonarzy salezjańskich, aby dać możliwie pełny obraz pracy misyjnej na całym świecie. Została zatem jakby wypełniona luka z historii Zgromadzenia Salezjańskiego w Polsce dotycząca działań poza granicami kraju. Książka ubogacona cytacją ze źródeł oryginalnych, wspomnień, kronik, pamiętników czy pism urzędowych. Zawiera obszerną bibliografię i szczegółowy indeks osobowy. Pewnego razu siostra ze zgromadzenia, które od kilku lat prowadzi misje w Afryce, zapytała mnie: Czy salezjanie prowadzą jakieś misje zagraniczne i czy polscy salezjanie pracują w krajach misyjnych? Przyznam, że to pytanie ścięło mnie z nóg. No bo jakże mogłem zareagować na nie inaczej, skoro salezjanie - aktualnie w liczbie 17 000 - pracują w 123 krajach świata, z tego w 105 krajach, uważanych za typowo misyjne. W Trzecim Świecie, to znaczy poza Europą i Ameryką Północną, pracuje ponad połowa wszystkich salezjanów, bo 8 800. Jeśli chodzi o salezjanów polskich, to w kraju pracuje nas 1 130, zaś 260 działa poza Polską, w ponad 40 krajach. Taka jest prawda, ale kto o tym wie? Wszystkiemu winien jest brak należytej informacji, co dostrzegł także (w roku 1973) ówczesny Przełożony Generalny salezjanów, ksiądz Alojzy Ricceri, który powiedział: My, salezjanie, tworzymy czynami i działaniem historię, ale jej nie piszemy. Rzeczywiście, nasz Zarząd Generalny w początkach działalności misyjnej nie przywiązywał większej wagi do statystyk i spisów. Robiono wprawdzie wykazy i listy księży udających się na tereny misyjne, ale były to raczej spisy prowizoryczne. Zagadnieniem tym zaczęto się zajmować dopiero w latach późniejszych. Podobnie i my, polscy salezjanie, nie umieliśmy dotąd zaznaczyć naszej obecności w świecie misyjnym, a to dlatego, że gdy nasi pierwsi współbracia wyjeżdżali na misje, Polski nie było jeszcze na mapie świata, nie było też żadnych znaków obecności salezjańskiej na ziemiach polskich. Pierwsi polscy salezjanie nie byli przez nikogo wysyłani z Polski na misje. Nikt o nich nie wiedział i nikt ich nie rejestrował. Żaden z nich wyjeżdżając z kraju, nie myślał jeszcze o misjach. Chłopcy udawali się do Włoch, do Turynu, gdyż tam powstała możliwość uczenia się, nawet w języku polskim, co było nieosiągalne pod zaborami. We Włoszech zaś, skąd po skończeniu szkoły Polacy wyjeżdżali na misje, często byli oni zapisywani - stosownie do zaboru, z jakiego pochodzili - jako Niemcy, Austriacy, czy Rosjanie. Później, gdy pod zaborem austriackim powstały pierwsze polskie placówki, w dalszym ciągu cała formacja zakonna i naukowa odbywała się we Włoszech, więc nic się nie zmieniło. Po odzyskaniu niepodległości, ponieważ nasze zgromadzenie nie prowadziło misji narodowościowych, lecz międzynarodowe, kandydaci na misje zjeżdżali z całego świata najpierw do Turynu, kolebki zgromadzenia. Stamtąd dopiero byli oni rozsyłani do rozmaitych krajów, w zależności od potrzeb zgromadzenia. W tej sytuacji przełożeni polskich prowincji zakonnych nie prowadzili żadnych rejestrów misjonarzy. Zaznaczali tylko, że ten lub ów wyjechał do Włoch. Misjonarz przez jakiś czas pisywał listy do swego dotychczasowego inspektora, do kolegów, ale po trzech, czterech latach inspektor się zmieniał, koledzy dostawali przeniesienie na inne placówki i kontakt się urywał, tym bardziej że po kilku latach misjonarz miewał już często kłopoty z pisaniem po polsku. Do kraju misjonarze przyjeżdżali początkowo po kilkunastu latach pracy, potem po dziesięciu. Z biegiem czasu częściej. Bywały wypadki, że ktoś ani razu nie był w kraju rodzinnym, pracując kilkadziesiąt lat na misjach. Tak było do roku 1981, kiedy to powstał Salezjański Ośrodek Misyjny. Jego głównym celem stała się koordynacja bieżących wyjazdów i opieka nad przyjeżdżającymi do kraju misjonarzami, często nie mającymi już nikogo znajomego spośród salezjanów w Polsce. Nic więc dziwnego, że brakowało dotąd informacji na temat polskich salezjanów, pracujących na misjach. Po prostu, nie było nikogo, kto mógłby się zająć ich zbieraniem. Dziś szukanie śladów naszych dawnych misjonarzy jest o wiele łatwiejsze, szczególnie ze względu na możliwość wykorzystania w tym celu różnego typu mediów. W związku z tym postanowiłem zebrać wszystkie możliwe informacje na temat pracy polskich misjonarzy salezjańskich, by wreszcie wypełnić lukę, jaka do tej pory istniała, by dać możliwie pełny obraz naszej pracy misyjnej. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie przedstawić całkowitego, rzeczywistego obrazu tej działalności i że na pewno pominę wiele nazwisk tych, których powinno się w tej książce uwiecznić. Starałem się jedynie dotrzeć do dostępnych mi źródeł i zebrać w całość wszystko to, co na ten temat już zostało zanotowane. Mam nadzieję, że wcześniej czy później znajdzie się jakiś zapaleniec, który poświęci kilka ładnych lat na opracowanie pełnej monografii dotyczącej tego tematu. Dotychczas najbardziej wyczerpującą pracą o działalności pierwszych polskich salezjanów na misjach była rozprawa doktorska księdza Marka Chmielewskiego, salezjanina, obroniona w roku 1996 na Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim w Rzymie. Praca "I Salesiani Missionari delia Polonia". Genesi, ruolo e fisionomia dell'attivitd svolta (1889-1910) obejmowała okres misji od wyjazdu na misje pierwszego salezjanina, Polaka, w roku 1889, aż do roku 1910 (prawie do pierwszej wojny światowej). Jest to rozprawa naukowa, w dodatku pisana w języku włoskim, stąd niedostępna dla szerszego ogółu czytelników. Z pracy tej pochodzi najwięcej informacji zawartych w mojej książce, dotyczących zwłaszcza początków naszych misji, czasem są to nawet bardzo duże fragmenty. Ponieważ to, o czym piszę, jest adresowane właśnie do przeciętnych odbiorców, a nie naukowców, w niniejszej pracy nie zamieszczam przypisów. Na końcu książki podaję jedynie bibliografię.
(Rh)

 

Powrót