Jacek Dziedzina, Henryk Bolczyk

Mocowałem się z Bogiem. Z ks.Henrykiem Bolczykiem rozmawia Jacek Dziedzina

Kategoria  biografie

Cena 25.00 zł

ISBN 978-83-927774-2-7
waga 0.348 kg
nr kat. Rhema 27983

Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!

Pozycja archiwalna.

Zadzwoń i zamów

Zamów przez e-mail

Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.


Pokaż koszyk

Notka

O Śląsku i gorolach, o dynamicie oazowym i soborowym przeciągu w Kościele, o kobietach i celibacie, o ks. Franciszku Blachnickim bez hamulców i o dziwnym liście prymasa Wyszyńskiego oraz o nieznanych kulisach wydarzeń na "Wujku" w grudniu '81 r. z ks. Henrykiem Bolczykiem, byłym moderatorem generalnym Ruchu Światło-Życie, legendarnym kapelanem górników z kopalni "Wujek" rozmawia Jacek Dziedzina.
Obowiązkowa lektura dla oazowiczów (starych i młodych), wciągająca lekcja Kościoła nie tylko dla księży, błyskotliwy przewodnik po Śląsku i historii najnowszej. Bohater książki z fotograficzną dokładnością odtwarza szczegóły swojego bogatego życiorysu. Na końcu książki ks. Bolczyka wspominają: Jerzy Buzek, Kazimierz Kutz, ks. Adam Wodarczyk, ks. Marek Szkudło, Grzegorz Opala.

Ks. Henryk Bolczyk - kapłan archidiecezji katowickiej, ur. 14 listopada 1938 r. w Rudzie Śląskiej. Święcenia kapłańskie otrzymał 24 czerwca 1962 r., kapelan górników z kopalni "Wujek" podczas tragicznych wydarzeń 1981 roku, w latach 1985-2001 Moderator Krajowy, a następnie Moderator Generalny Ruchu Światło-Życie, w 2005 r. wyróżniony nagrodą Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego "Pro Publico Bono" - "W imię człowieczeństwa", kapelan Jego Świątobliwości, obecnie mieszka w Carlsbergu, kończy pracę doktorską z teologii pastoralnej.

Fragment tekstu

"Wszystkie kolędy na Lipinach kończyły się bankietem. Mocniejszy był mój starszy kolega wikary, przychodził rano do mnie i szarpiąc za kołdrę, mówił: Jak umiesz chacharzyć, to musisz też umieć rzykać, wstawej! Jest 6, idymy do konfesjonału. Śmiali się trochę ze mnie, bo ja zasypiałem przy tym porannym konfesjonale".
"Nie jest tajemnicą, że należę do ludzi kochliwych. Bardzo łatwo przychodzi mi się zakochać. Stąd wypływał obowiązek ukrywania tego, najpierw przed daną osobą, która takie uczucia we mnie wywoływała, nadmiernie mnie intrygując. To była pewna cena wystawiona powołaniu. Ale byłem świadom, że Pan Bóg nie wystawia człowieka na próbę ponad jego możliwości."
"Nie ma "starego" Kościoła. Można tylko myśleć "niekościelnie". Ale myśleć "kościelnie" to zawsze znaczy: myśleć ku odnowie."
"Jeśli ludzie przestają się Kościołem interesować, to znaczy, że świadkowie Kościoła nie są jego świadkami. Są świadkami siebie, a nie tego, co zrodziło Kościół. Kościół nigdy nie ma starej nowiny. Mogą być tylko ludzie, którzy się zachowują jak starzy."
"Domin powiedział do Bednorza: Ja świętym nie będę, ksiądz biskup też nie będzie, ale Blachnicki będzie świętym. A biskup Bednorz na to: Nie, nie, nigdy nie będzie! W emocjach i w rozmowie w cztery oczy mógł tak powiedzieć, ale to nie była cała prawda o biskupie Herbercie."
"Przed 16 grudnia do komisarza miasta, w imieniu biskupa Herberta, udali się dwaj księża (...) Przyjmujący ich dowódca krzyknął: "Wasz ksiądz na jednej z kopalń odbiera przysięgę na walkę do przelania ostatniej kropli krwi. To i będą ją mieli! Te słowa są najważniejszym dowodem na to, że zaplanowano śmierć na tej kopalni, że to nie był żaden wypadek."
"Powiedziałem biskupowi Pieronkowi, że rysuje się jakiś niedobry podział wewnątrz Ruchu (...). Usłyszałem krótką odpowiedź: Proszę księdza, św. Franciszek był jeden, a ile jest teraz zakonów franciszkańskich? Nie róbmy więc z tego problemu (...). Powiedziałem: Księże biskupie, ks. Blachnicki nie zakładał dwóch ruchów (...). Na co biskup Pieronek: No, dobra, księże, szczęść Boże. I zostałem sam z tym problemem, rozumiejąc, że próba jedności Ruchu Światło-Życie dotyka samego Episkopatu."
"Zostałem nakręcony nie własną śrubą i nie własnym pokrętłem. Zegarek mojego życia był nie w moich rękach. Przypadło mi pełnić wiele ról nie z mojego wyboru czy snu. One spadały niespodziewanie, napotykając na mój wewnętrzny opór i niechęć. Ale nigdy nie zwątpiłem, że w Kościele posłuszeństwo jest rzeczą ważną i że posłuszeństwu towarzyszy też łaska Boża."
"Kapłaństwo zawsze będzie nas przerastać. My nie jesteśmy prywatnymi warsztatami. Musimy codziennie się dziwić, że Pan Bóg czyni wielkie rzeczy przez najmniejszych ludzi, po ludzku nie za bardzo mądrych, nie za bardzo przygotowanych. Zawsze najpierw mocowałem się z Panem Bogiem, żeby mnie szybko zwolnił z jakiejś posługi."
"Chciałbym ostatni dzień życia przeżyć bez oznak zmęczenia życiem czy ludźmi. Niebo nie jest przechowalnią emerytów, ludzi zniechęconych, zrezygnowanych. Nie interesuje mnie śmierć jako umieranie, ale jako brama otwierająca pełnię życia. Jeśli jesteś dzisiaj zniechęcony do życia i czekasz na śmierć, to do nieba łatwo się nie dostaniesz."

 

Powrót