Pierre-Marie Delfieux
Medytacje paschalne
Kategoria Wielkanoc Wielki PostWydawnictwo Księży Marianów
ISBN 978-83-7502-107-3
waga 0.290 kg
nr kat. Rhema 23486
Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!
Pozycja archiwalna.
Zadzwoń i zamówZamów przez e-mail
Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.
Pokaż koszyk
Notka
"Medytacje paschalne" zawierają rozważania przeznaczone na niedziele Wielkiego Postu poczynając od Środy Popielcowej, na Wielki Tydzień i na okres Wielkanocny. Zrodziły się w ciszy, z modlitewnego zasłuchania się w Boże słowo, dlatego też tak bardzo są nim przesycone, zapraszając nas swoją głębią i autentyzmem do odkrywania wciąż na nowo miłującego oblicza Ojca.
Słowo odczytywane, komentowane, medytowane...Trzy razy dziennie... Rano, w południe, wieczorem... Jak pokarm, którym się człowiek karmi i którego ciągle jest spragniony. I tak, kropla po kropli, wpada ono w serca i je rzeźbi..."Rzeźbiona tym Słowem, zanurzająca swe życie w tym Słowie - słuchanym, medytowanym, studiowanym, noszonym w sobie jak oddech na ustach albo uderzenia serca, wyśpiewywanym i celebrowanym, dosłownie "spożywanym"- jak zwój z Księgi Ezechiela - najgłębsza istota człowieka jest przez nie prowadzona, krok po kroku, do zjednoczenia w sobie działania i kontemplacji". I właśnie coś z atmosfery tego zasłuchania w Słowo chcieliśmy przybliżyć poprzez te tłumaczenia.
Pierre-Marie Delfieux, urodził się w 1935 r. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1962 r. Był duszpasterzem paryskiej Sorbony. Po dziesięciu latach kapłaństwa spędził dwa lata na Saharze jako pustelnik w poszukiwaniu swego powołania. Tam usłyszał wezwanie: "Być mnichem w mieście". Tak rozpoczęła się historia Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, których został założycielem i przełożonym.
Spis treści
Część I - WIELKI POST
ŚRODA POPIELCOWA
Homilia - Zejście do wnętrza i komunia
Z pism Ojców... - Prawdziwy post
NIEDZIELA KUSZENIA
Homilia - Pokusa i kuszenie
Z pism Ojców... - Kuszenie po chrzcie
NIEDZIELA PRZEMIENIENIA
Homilia - W świetle przemienienia
Z pism Ojców... Na górze
NIEDZIELA SAMARYTANKI
Homilia - Jezus i Samarytanka
Z pism Ojców... - Woda żywa
NIEDZIELA NIEWIDOMEGO OD URODZENIA
Homilia - Powtórne narodzenie niewidomego od urodzenia
Z pism Ojców... - Stwórca na nowo podejmuje swe dzieło
NIEDZIELA ŁAZARZA
Homilia - Dzisiaj Chrystus wskrzesza Łazarza
Z pism Ojców... - Ty jesteś Zmartwychwstaniem i Życiem
Część II - WIELKI TYDZIEŃ
NIEDZIELA PALMOWA
Homilia - Przez krzyż do chwały
Z pism Ojców... - Dosiadając osiołka
WIELKI PONIEDZIAŁEK
Homilia - Wielki poniedziałek w Betanii
Z pism Ojców... - Rozlany olejek
WIELKI WTOREK
Homilia - Kiedy nadchodzi godzina Wielkiego Wtorku
Z pism Ojców... - Judasz wyszedł
WIELKA ŚRODA
Homilia Środa, w której wszystko zostaje zachwiane
Z pism Ojców... Gdzie chcesz, żebyśmy przygotowali Ci Paschę?
WIELKANOCNY CZWARTEK
Homilia - Spojrzenie Piotra skierowane na Chrystusa w czwartkowy wieczór
Z pism Ojców... - Baranek niemy
WIELKI PIĄTEK
Homilia - Trzej świadkowie szalonej miłości
Z pism Ojców... - Krzyż w pośrodku świata
WIELKA SOBOTA
Homilia - Wielka Sobota i nadzieja
Z pism Ojców... - Król zasnął
NOC PASCHALNA
Homilia - O świcie najświętszej nocy
Z pism Ojców... - Dzień, który nie zna nocy
DZIEŃ ZMARTWYCHWSTANIA
Homilia - A trzeci dzień stał się dniem ósmym
Z pism Ojców... - Chrystus zmartwychwstał!
Część III - OKRES WIEKANOCNY
NIEDZIELA ŚW. TOMASZA
Homilia - Radość i pokój w zmartwychwstałym Chrystusie
Z pism Ojców... - Dotyka człowieka, a rozpoznaje Boga
NIEDZIELA OBJAWIEŃ PAŃSKICH
Homilia - Siedem znaków Jego Obecności
Z pism Ojców... - Życie kroczyło z nimi
NIEDZIELA DOBREGO PASTERZA
Homilia - Brama i Pasterz
Z pism Ojców... - Dla zagubionych owiec
NIEDZIELA POSŁUG
Homilia - Droga, Prawda i Życie w Jezusie Chrystusie
Z pism Ojców... - Naszą drogą jest pokorny Chrystus
NIEDZIELA MISYJNEGO ROZESŁANIA
Homilia - Miłość za miłość
Z pism Ojców... - Inny Orędownik
WNIEBOWSTĄPIENIE PAŃSKIE
Homilia - Obecność w nieobecności
Z pism Ojców... - Wniebowstąpienie - święto świąt
NIEDZIELA JEZUSOWEJ MODLITWY
Homilia - Boża modlitwa
Z pism Ojców... - Ojcze, zachowaj ich w Twoim imieniu
ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO
Homilia - Słowa wypowiedziane donośnym głosem
Z pism Ojców... - Przyjdź, Duchu Święty
POSŁOWIE
Fragment tekstu
NIEDZIELA NIEWIDOMEGO OD URODZENIA
"Gaudete... Radujcie się!" Zadziwiający jest początek antyfony tej czwartej niedzieli Wielkiego Postu, która wydaje się zrywać z surowością tego okresu liturgicznego! A to dlatego, że w połowie drogi pozwala nam ona dostrzec cel, niebieskie Jeruzalem, które nas zgromadzi: "Radujcie się wraz z Jerozolimą, weselcie się w niej wszyscy, co ją miłujecie! (...) ...ażebyście ssać mogli aż do nasycenia z piersi jej pociech" (Iz 66,10-11).
Liturgia tej niedzieli cała skąpana jest w świetle. To jest to światło, które odkrywa niewidomy od urodzenia, uzdrowiony przez Jezusa w Jerozolimie; światło słońca; widzi je wychodząc z sadzawki Siloe, w której Jezus kazał mu się obmyć; światło wiary, która pozwala mu stawić czoło faryzeuszom i oddać pokłon Jezusowi: "Wierzę, Panie!" (J 9,38). Światło, którym stają się wierzący, jak uczy nas Paweł: "Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości" (Ef 5,8).
Ale trwamy jeszcze w okresie Wielkiego Postu, a nie w pełnej chwale zmartwychwstania. Światło, które jaśnieje tej niedzieli, stawia czoło ciemnościom trwającym w nas i wokół nas. A gra toczy się o całkowite uzdrowienie naszej istoty - ciała, duszy i ducha. Długa opowieść o uzdrowieniu niewidomego od urodzenia pokazuje nowe stworzenie człowieka. Błoto położone na jego oczach i woda, która je obmywa, ukazują powolne postępowanie naprzód - poprzez spór i kontrowersje- ku pełnemu światłu wiary, ku wyrazistości rozeznania. Bo chodzi o to, by zobaczyć prawdę oczami serca. Pierwsze czytanie, wyjęte z Pierwszej Księgi Samuela, przytaczające namaszczenie Dawida, pasterza wybranego, by stał się królem Izraela, przypomina, że "Bóg widzi nie tak jak człowiek, bo człowiek widzi to, co dostępne dla oczu, a Pan widzi serce" (1 Sm 16,7).
Prawdziwą światłością, którą człowiek ma rozpoznać, jest Jezus: "Światłości świata, Jezu Chryste, ten, kto idzie za Tobą, będzie miał światło życia" (por. J 8,12) - głosi śpiew przed Ewangelią. Światło życia, ale także światło osądzenia, podziału między tymi, którzy je przyjmują, i tymi, którzy je odrzucają: "Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, żeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi" (J 9,39); podziału zwłaszcza naszego życia na uczynki ciemności i to, "co podoba się Panu" (por. Ef 5,10-11, drugie czytanie).
Człowiek dokonuje tego podziału poprzez skruchę - i tu na nowo odnajdujemy nastrój Wielkiego Postu.
"Niech moje łzy będą mi sadzawką Siloe,
Abym mógł w niej obmyć niewidome oko mojej duszy!
Wówczas ujrzę, Panie, Ciebie, światłości przedwieczna!"
(Kanon Pokutny św. Andrzeja z Krety)
Potrzeba mi jednak do tego pomocy łaski. Tak więc ta niedziela ma wydźwięk wyraźnie sakramentalny: sadzawka Siloe zapowiada sadzawkę chrzcielną, a modlitwa na wejście wspomina katechumenów, którzy zostaną ochrzczeni w noc paschalną: "Panie, daj twojemu Kościołowi radość przekazywania życia tym, którzy przygotowują się do chrztu".
Prefacja jednoczy wszystkie te misteria kontemplacji Chrystusa - światłości, która przyszła na świat - i wskazuje źródło prawdziwej radości: "On jest światłością, która na świat przyszła, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie chodził w ciemności, lecz miał światło życia. Przez sakrament chrztu świętego uwalnia nas od ciemności grzechu, abyśmy byli dziećmi światłości".
s. Marie-Laure
(...)
Cóż Jezus czyni w rzeczywistości? Uczynił błoto ze śliny i posłał niewidomego, aby "obmył się w sadzawce Siloam" (por. J 9,6). Jesteśmy tu w jakiś sposób świadkami przypomnienia gestu pierwszego stworzenia, po którym Adam, ulepiony z prochu ziemi, cały został przyobleczony w światło.
Dziś Słowo - prawdziwa światłość - "przez które wszystko się stało" (por. J 1,2.9), w pewnym sensie powtórnie stwarza tego syna ciemności, otwierając jego oczy na rzeczywistość nigdy dotąd nie oglądaną (por. 1 J 4,12), na tego Boga, którego nikt nigdy nie widział (por. J 1,18). ""A któż to jest, Panie, abym w Niego wierzył?" Rzekł do niego Jezus: "Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie"" (J 9,36-37). Ale niewidomy dochodzi do tego pełnego spojrzenia wiary powoli, krok po kroku, po przebyciu długiej drogi.
Tak jest i z nami, którzy by wejść do życia wiecznego, musimy w pewnym sensie odrodzić się po trzykroć: pierwszego dnia, każdego dnia i w dzień ostatni. Ów niewidomy, uzdrowiony tutaj, swoim postępowaniem przekazuje nam jakby cały program na życie. Słucha. Jest posłuszny. Idzie tam, gdzie Chrystus mu nakazuje. Potem świadczy. Powraca do Pana. Oddaje Mu cześć. I na koniec, idzie za Nim. Mamy tutaj w pewien sposób cały obrazowy wykład drogi dochodzenia do wiary. W istocie, my również idziemy naprzód, w Kościele, krok po kroku, pokonując wszystkie zakręty życia, pomimo otaczającego nas sceptycyzmu i być może nieprzychylności rodziny lub społeczeństwa. Ale przez cały czas towarzyszy nam Jego łaska. Pan, choć niewidoczny, pozostaje zawsze obecny. Niewyczuwalny, ale zawsze we wszystkim działający.
Tak, wiem o tym - i każdy z nas ma swoją własną historię - pewnego dnia Bóg mnie spotkał, przemówił do mnie, wezwał mnie... Sprawił, że ruszyłem w drogę, otworzył mi oczy, podtrzymał swoim słowem. Jak młodego Dawida zabranego spośród swoich stad, tak nas wszystkich wybrał. "Nie zważając na wygląd" (por. 1 Sm 16,7). "Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili" (J 15,16). Mamy przed sobą całe nasze życie, w którym kroczymy, choćby tylko jakby po omacku (por. Dz 17,27; 2 Kor 5,7), by pewnego dnia móc w końcu wejść w pełnię światła.
Rozumiemy więc powód wszystkich ukazanych tu kontrastów. Streszczają się one wszystkie w tym słynnym stwierdzeniu Jezusa: "Przyszedłem na ten świat (...), ażeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi" (J 9,39). Pojmujemy dobrze, co to znaczy w szczególnym kontekście, w jakim usytuowane jest posłannictwo Jezusa. Oto jest otoczony całym tym światem uczonych w Piśmie, uczonych w Prawie i faryzeuszy, którzy bez przerwy badają Pisma, a wszystkie Pisma Go zapowiadają, ukazują, ogłaszają jako Mesjasza tak bardzo wyczekiwanego i Zbawiciela tak bardzo wyglądanego (por. Łk 24,25-27).
Ale oni nie chcą uznać oczywistości. "Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie" (J 5,39-40) - wyrzuca im Jezus. Uważają się za oświeconych. Lecz w rzeczywistości są niewidomi! Są winni, i to winni grzechu wiecznego; to właśnie zostaje im powiedziane, bo jest to grzech przeciwko światłości (por. Mk 3,28-30). "Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: "Widzimy", grzech wasz trwa nadal" (J 9,41).
Przeciwnie, ten niewidomy od urodzenia, któremu faryzeusze wyrzucają: "Cały urodziłeś się w grzechach" (por. J 9,34), słucha Jezusa, idzie za Nim, wierzy Mu i czyniąc to, odkrywa, że ten człowiek jest Chrystusem (por. J 9,11), Światłem i Życiem. I przez Niego wchodzi w życie. Jego oczy, a w końcu on cały zostaje oświecony. Zostaje zbawiony!
My również możemy zadać sobie pytanie. Co czynimy z Pismami, przecież je znamy? Jaką korzyść wynosimy z pouczeń i liturgii, w których wiernie uczestniczymy? "Francjo, co uczyniłaś ze swoim chrztem?" - wołał pewnego dnia papież Jan Paweł II na placu Notre-Dame. To właśnie taki jest sens pytania tkwiącego w dzisiejszej Ewangelii. Pokrzepieni tym objawieniem, w co wierzymy w głębi nas samych? Jak tym żyjemy i jak o tym świadczymy? Kiedy jesteśmy oświeceni przez chrzest, mówi nam apostoł Paweł, przynosimy owoce dobroci, sprawiedliwości i prawdy, bo potrafimy "rozpoznać, co jest miłe Panu" (por. Ef 5,9-10).
Rozumiemy odtąd, dlaczego na tej jednej stronie Ewangelii zostało nagromadzonych tyle tytułów Chrystusa. Kiedy ciemność zostaje przepędzona, kiedy budzi się światło wiary, podążamy, jak ów uzdrowiony niewidomy, z zachwytu w zachwyt. I rozpoznajemy w Jezusie po kolei: Posłańca Bożego na ziemi (por. J 9,4); prawdziwego Proroka obwieszczającego całą prawdę (por. J 9,5); prawdziwą Światłość oświecającą świat (por. J 9,5); Chrystusa, który jest prawdziwym Odkupicielem ludzi (por. J 9,22); Syna Człowieczego, który wszystko potrafi zbawić (por. J 9,35); i w końcu Pana, przed którym możemy, my także, upaść na twarz (por. J 9,31). Ta opowieść ewangeliczna nie jest tylko wykładem wiary, jest to prawdziwe teologiczne objawienie tajemnicy Chrystusa.
Ostatnie pojawiające się pytanie otrzymuje odpowiedź samo przez się. Dlaczego ów niewidomy, który uwierzył w Chrystusa, zostaje wyrzucony z synagogi? Dlatego że aby uznać, iż Jezus jest Panem, należy uczynić krok naprzód w stosunku do Prawa i proroków. Nie po to, by je znieść, ale by je wypełnić. "Jak długo bowiem wiedliśmy życie cielesne, grzeszne namiętności wzbudzane przez Prawo działały w naszych członkach, by owoc przynosić śmierci" (Rz 7,5). Świątynia zbudowana z kamieni może zostać zburzona (por. J 2,19). Oto nowa Świątynia z żywych kamieni jest budowana (por. 1 P 2,4-5) "Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście" (1 Kor 3,17).
Na nas również przychodzi kolej, by wyruszyć. Stać się światłem na drodze dla naszych braci i sióstr z zewnątrz, wobec których mamy być tym, do czego zostaliśmy powołani, to znaczy posłanymi. Jedynie za sprawą łaski Chrystusa - ośmielamy się to powtórzyć - mamy być, wedle stwierdzenia samego Chrystusa, solą ziemi i światłem świata (por. Mt 5,13.16). Aby świat poznał, że Ojciec posłał swojego Syna i że my wszyscy jesteśmy owymi uzdrowionymi z Siloe.
Spraw, Panie, abym przejrzał!
I abym przejrzawszy, uwierzył!
I abym wierząc, świadczył o Tobie!
Abyśmy byli coraz liczniejsi,
by radować się w Twojej światłości.
br. Pierre-Marie
(...)
PRZEZ KRZYŻ DO CHWAŁY
W pierwszym dniu tego Wielkiego Tygodnia możemy, z palmami w ręku, wychwalać Zbawiciela świata i śpiewać wszyscy razem: Hosanna Synowi Dawida!
Możemy wylewać łzy żalu nad krzyżową śmiercią Tego, który jest Chlebem Życia, i usłyszeć Go, jak powtarza: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Droga zbawienia została oto wyznaczona. Przez osiem dni będzie nas ona prowadzić śladami Zbawiciela ludzi. Jedynie miłość jest godna wiary i to dlatego do chwały idzie się tylko przez krzyż. Bo poza krzyżem jawi się wieczność!
Wiemy dobrze, że końcem nie był kamień zatoczony u wejścia do grobu (por. Mk 15,46), co nie przeszkadza, że zawsze pozostaje w nas jakieś, niemożliwe do przemilczenia lub zapomnienia "dlaczego". Jakieś "dlaczego", na które nie za bardzo potrafimy odpowiedzieć. Tak bardzo to, co widzimy, przekracza nasze oczekiwania. Nawet gdy trwamy długo wpatrując się w Przebitego. Ostatecznie, dlaczegóż zabito Tego, który jest Dawcą Życia (por. Dz 3,15)?
Być może nie był On jedynie nieszczęśliwą ofiarą spisku przeciwko swojej osobie. Nawet jeśli tamtego dnia wszyscy sprzysięgli się, by skazać Go na śmierć (por. Dz 4,27). "Czy myślisz - Szymonie - że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?" (Mt 26,53). "Gdyby królestwo moje - Piłacie - było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany... Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd" (J 18,36). Chrystus do końca był Synem "Tego, który mógł Go wybawić od śmierci" (Hbr 5,7). A więc, dlaczegóż to uniżenie na krzyżu (por. Flp 2,8)?
Tym bardziej chyba nie z powodu "ofiarniczej woli Ojca" pragnącego, "poprzez unicestwienie swojego Syna", odkupić grzech człowieka. Bóg nie potrzebuje się uniżać, by nas wywyższyć; lub cierpieć, by nas odkupić. "Starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary" (Mt 9,13). W śmierci Jezusa na Kalwarii nie ma ani ludzkiego fatalizmu, ani Bożego przymusu. Dlaczego więc owo przekleństwo krzyża (por. Ga 3,13)?
Chyba nie chodzi również o to, że Chrystus pragnął zostawić nam piękny "przykład" odwagi i wiary w obliczu śmierci. "Smutna jest moja dusza aż do śmierci, zostańcie tu i czuwajcie ze Mną. (...) Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich" (Mt 26,38-39). Jezus podążał z Getsemani na Golgotę nie jak bohater, ale jak święty. I nie przeszkodziło to naszemu przewodnikowi w wierze (por. Hbr 12,2) opuścić ten świat mówiąc: "Odwagi, jam zwyciężył świat" (J 16,33). Bo śmierć, którą poniósł, ani nie spowodowała Jego rozpaczy, ani Go nie unicestwiła. Dlaczego więc w drzewo krzyża wpisane jest owo pełne szaleństwa świadectwo?
***
Bracia i siostry, skoro świat, stworzony z miłości i dla miłości, skoro świat przez mądrość, to znaczy przez przyjęcie tej miłości; "skoro świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących" (1 Kor 1,21). I to przez głoszenie czego? Przez głoszenie niewiarygodnie szalonego daru miłości nie cofającej się nawet przed męką (por. J 15,13; Rz 5,8).
I ostatecznie, dlaczego to wszystko? Bracia i siostry! Dlatego że zło istniało na świecie! Dlatego że zło nadal istnieje. Dlatego że zło ciągle będzie istniało. A także dlatego że ostatnie słowo nie może należeć do zła, to znaczy do cierpienia, samotności, smutku, śmierci i grzechu, ale do dobra. Do dobra, to znaczy do łaski, do życia, radości, jedności. Jednym słowem - do szczęścia w końcu przywróconego, odnalezionego i na zawsze dzielonego.
Przypomnijmy sobie: zło pojawiło się już na samym początku. Martwe drzewo ogrodu Eden nigdy więcej nie wydało owocu. "Ból i pożądanie - znój i pot - ciernie i nieurodzajna ziemia" (por. Rdz 3,16-18). Bratobójstwo i tułaczka na pustyni. "Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci?" (Rz 7,24).
Za dni ciała Jego zło się rozpleniło. Chrystus dostrzegał i doświadczał nędzy swojego ludu. Od wieków wygnania, przesiedlenia, obce panowania, niesprawiedliwości znaczyły drogę zagubionych owiec z Domu Izraela. A kiedy Jezus zbliżał się do Jerozolimy, "na widok miasta, zapłakał nad nim" (Łk 19,41).
A cóż powiedzieć o naszym stuleciu (z plejadą jego wojen, głodów, totalitaryzmów, tortur, holokaustów, samobójstw, samotności)? Choć było najbardziej cywilizowane, zostawiło po sobie wspomnienie jako także najbardziej mordercze i chyba najbardziej okrutne. I wszyscy znamy dobrze ciężar naszego krzyża, wszystkich naszych krzyży, odczuwany w pewne dni, w pewne wieczory naszego życia w głębi naszej duszy.
***
Oto dlaczego, bracia i siostry, serce Boga zwróciło się ku nam. I Syn przyszedł. Stał się Synem Człowieczym. Jak zaczyn w cieście zanurzył swoją boską naturę w nasz ludzki stan. Wziął na siebie naszą nędzą, by lepiej móc jej doświadczyć. Zanurzył się w nasze grzechy, aby nas z nich wyzwolić. Umieścił swój ogień pośrodku chłodu śmierci przenikając ją swoim Życiem (por. Łk 12,49).
Przyszedł nas wydobyć z głębin naszych rozpaczy. Zstąpił aż do naszych otchłani, by nas z nich wyzwolić. W pośrodku całkowitej ciemności światłość świata rozpoczęła swój bieg. Pośrodku nienawiści rozkwitła miłość. A bolesny krzyż Jego śmierci stał się chwalebnym krzyżem naszego odkupienia. O krzyżu, wznoszący się w pośrodku naszego życia, o krzyżu Jezusa Chrystusa! Rozumiemy więc odtąd Pisma: "Z głośnym wołaniem i płaczem za swych dni doczesnych zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci... i chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał" (Hbr 5,7). Dlaczego istnieją łzy?
Pewien żydowski midrasz opowiada, że po swoim upadku Adam i Ewa, aby wynagrodzić swą winę, ze skruszonym sercem przez siedem kolejnych szabatów chodzili zanurzać się w rzece Giszon, błagając Boga, by im wybaczył. Bóg, przejęty współczuciem, wziął ze swego skarbca perłę i darował ją im i ich potomkom. Otóż perłą tą była łza! Dosłownie: dam hayim, krew oczu. Z wpisanym w to podwójnym obrazem - źródła (oko) i życia (krew). Odwieczny powiedział im wówczas: "Kiedy będziecie zasmuceni, wylejecie tę łzę z waszych oczu. W waszym smutku zostaniecie pocieszeni, a ziemia, na którą ona spadnie, zostanie nią uświęcona". I midrasz, nie bez racji, dodaje: "Nikt poza potomstwem Adama, żadna z istot żywych nie potrafi wylewać łez, by płakać w swoim smutku". Ale, bracia i siostry, łzy, które człowiek wylewał i których był powodem, znaczą historię na wszystkich ludzkich drogach! I oto nagle nasze pytanie "dlaczego" rozjaśnione zostaje wstrząsającym światłem! Jezus, mówi nam Ewangelia, "pogrążony w udręce, jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię" (Łk 22,44).
I począwszy od tamtego dnia wszyscy synowie Adama poznali, jak ogromną miłością obdarzył ich Syn Boga, który stał się człowiekiem.
br. Pierre-Marie
(...)
POSŁOWIE
Był rok 1974. Jedna z niedziel w okolicach Wielkanocy... W niedzielę tę dwóch pustelników zamieszkujących okolicę Assekrem, gdzie przed laty żył i poniósł śmierć br. Karol de Foucauld, spotkało się na wspólnej Eucharystii i braterskim posiłku. Jednym z nich był mały brat Jezusa, Jean-Marie, drugim, Pierre-Marie Delfieux, duszpasterz paryskiej Sorbony, który za zgodą ówczesnego arcybiskupa Paryża, kard. Marty, od dwóch lat przebywał na Saharze, by, jak mówi, spróbować usłyszeć, do czego Pan naprawdę go powołał...
To w czasie tego pamiętnego, niedzielnego posiłku br. Jean-Marie wyciągnął, nie wiedzieć skąd, skrawek papieru - fragment paryskiej gazety sprzed dwóch lat, gdzie wydrukowano rzucony przez kard. Marty na forum Les Halles apel, w którym wołał, że potrzeba Paryżowi "mnichów roku 2000", którzy na pustyni wielkich miast stworzą oazy ciszy i modlitwy, miejsca liturgii otwarte dla zagubionych, spragnionych sensu życia mieszkańców miast... Postawione wówczas przez br. Jean-Marie pytanie: "A może to jest właśnie dla ciebie?" sprawiło, że to, co od dłuższego już czasu kiełkowało i dojrzewało w sercu Pierre-Marie, nagle zostało sformułowane i nabrało kształtu... Potem był powrót do Paryża, spotkanie z kard. Marty, propozycja: "Być mnichem w mieście" i kardynalskie: "Zgoda".
Rok później, w uroczystość Wszystkich Świętych, dwunastu pierwszych braci celebrowało w położonym w samym centrum Paryża kościele St. Gervais pierwszą liturgię. 8 grudnia 1976 roku dołączyły do nich pierwsze siostry. Tak rozpoczęła się historia Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, zatwierdzonych dziś przez Kościół jako dwa odrębne Instytuty Zakonne o charakterze monastycznym.
Mnisi i mniszki jerozolimskie całym swoim życiem usiłują stworzyć w sercu wielkich miast przestrzenie ciszy i modlitwy, a jednocześnie braterskiej miłości i gościnności. Nosić w swej modlitwie miasto, ale także napełnić to miasto modlitwą. Zgodnie z życzeniem kard. Marty, aby byli "stróżami" czuwającymi nad miastem, ale jednocześnie też rozbudzającymi je... na wartości duchowe, wieczne. Dlatego tak drogie jest im zawołanie "W sercu Boga, w sercu miast". Obecnie poza Paryżem fundacje Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich istnieją w takich miastach jak: Strasburg, Bruksela, Florencja, Montreal, Rzym. A także w Vézelay i na Mont St. Michel, które choć nie są miastami w ścisłym tego słowa znaczeniu, to jednak są miejscami, przez które co roku przewijają się tysiące, a nawet miliony turystów. Mnisi i mniszki starają się tym miejscom, tak bogatym w chrześcijańską tradycję i historię całych wieków, przywrócić ich pierwotny, duchowy charakter, napełnić je modlitwą i liturgią, a zwiedzających je turystów przemienić w pielgrzymów. Żyjąc rytmem miasta sprawują w powierzonym im kościele codzienną liturgię, bo "jeśli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie" (Ps 127,1). Liturgia ta, choć pozostaje liturgią głęboko "rzymską", to jednak obficie czerpie z przeogromnego bogactwa chrześcijańskiego Wschodu, zakorzeniona jest w Tradycji oraz szeroko korzysta z pism Ojców Kościoła. Cała pozostaje zasłuchana w słowo...
Słowo odczytywane, komentowane, medytowane...Trzy razy dziennie... Rano, w południe, wieczorem... Jak pokarm, którym się człowiek karmi i którego ciągle jest spragniony. I tak, kropla po kropli, wpada ono w serca i je rzeźbi... "Rzeźbiona tym słowem, zanurzająca swe życie w tym słowie - słuchanym, medytowanym, studiowanym, noszonym w sobie jak oddech na ustach albo uderzenia serca, wyśpiewywanym i celebrowanym, dosłownie "spożywanym"- jak zwój z Księgi Ezechiela - najgłębsza istota człowieka jest przez nie prowadzona, krok po kroku, do zjednoczenia w sobie działania i kontemplacji". I właśnie coś z atmosfery tego zasłuchania w słowo chcieliśmy przybliżyć poprzez te tłumaczenia.
Paschalna droga ku męce i zmartwychwstaniu, rozważana i medytowana przez br. Pierre-Marie, pozwala coraz głębiej odkrywać miłującą twarz Ojca, który "Syna swego Jednorodzonego dał" (J 3,16), abyśmy życie mieli, i mieli je w obfitości. Pozwala ona odkrywać oblicze Boga, zamieszkującego sekretne głębie naszego serca. Jego czułość jest źródłem naszej radości. Radości w Duchu Świętym, który sam jest nieustannym hymnem wesela i miłości w łonie Trójcy Świętej. Pozwala ona odkrywać oblicze Boga, który "tańczy dla nas z okrzykami radości, jak w dzień uroczystego święta" (por. So 3,17), i obdarza nas łaską "usynowienia" w Synu, i czyni mieszkaniem Ducha.
Teksty tych medytacji rodziły się w ciszy i na modlitwie, wyrastały z codziennego, wiernego wsłuchiwania się w Boże słowo, dlatego też są nim tak przesycone. I z pewnością dlatego tak bardzo przemawiają swoją głębią i autentyzmem. A br. Pierre-Marie, będąc założycielem Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, nie przestaje być dla swoich braci i sióstr zarazem ojcem, jak i starszym bratem, "pierwszym posłusznym" wspólnej Regule, o której zwykł powtarzać, że została napisana mocą Ducha Świętego i sercami wszystkich braci i sióstr, obecnych i przyszłych. Ale pozostaje on też tym, który - wsłuchując się w tchnienie Ducha i potrzeby Kościoła - wytycza drogę wspólnot.