Tomas Spidlik
Medytacje nad Ewangelią niedziel i świąt. Rok B Przewodnik do dialog z
Kategoria homiletykaWydawnictwo Bratni Zew
ISBN 83-88903-78-0
waga 1.099 kg
nr kat. Rhema 17078
Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!
Pozycja archiwalna.
Zadzwoń i zamówZamów przez e-mail
Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.
Pokaż koszyk
Notka
"Nieznajomość Pisma Świętego - pisze św. Hieronim - jest nieznajomością Chrystusa". A św. Ambroży dodaje: "Gdy modlimy się, mówimy do Niego, a gdy czytamy Boże słowa, słuchamy tego, co On nam mówi". Czytać i słuchać - dwa nierozłączne aspekty modlitwy. Niniejsza książka przekazywana do rąk polskiego czytelnika nie jest interpretacją naukową lub gotową homilią, ale pomocą w nawiązaniu dialogu z Bogiem. Stanowi zbiór myśli wprowadzających w medytację nad Ewangeliami niedziel i świąt (Rok B). Ich korzenie wgłębiają się w najstarszą tradycję Kościoła, pisma Ojców pierwszych wieków. Dostarczają one czytelnikowi przemyśleń, które wspomagają powrót do słów świętych, rozważanie, smakowanie ich i odkrywanie za każdym razem nowego znaczenia. Jest to dyskretny przewodnik do dialogu ze słowem Bożym i wprowadzania Ewangelii każdego dnia we własne życie.
Spidlík Tomás, jezuita, urodził się w 1919 roku w Boskovicach na Morawach. Studiował filozofię i teologię na wielu uniwersytetach europejskich. W roku 1954 rozpoczął wykłady teologii duchowości patrystycznej i wschodniej w Papieskim Instytucie Wschodnim, na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim i na wielu innych uczelniach wyższych. Przez ponad trzydzieści lat sprawował funkcję ojca duchownego Papieskiego Kolegium św. Jana Nepomucena w Rzymie. Można bez cienia wątpliwości stwierdzić, iż tak jak twórcą naukowych podwalin badań nad duchowością chrześcijańskiego Wschodu był I. Hausherr, tak też tym, który nadał ich rozwojowi konkretnego kształtu i właściwego kierunku jest ojciec Spidlík. Cała jego twórczość nie dotyczy zatem jedynie historii duchowości, lecz przedstawia organiczną wizję teologiczną. Jan Paweł II w 2003 roku mianował go kardynałem Kościoła. Współpracuje z wieloma czasopismami międzynarodowymi oraz jest autorem licznych książek.
Spis treści
Okres Adwentu
I niedziela
II niedziela
III niedziela
IV niedziela
Okres Bożego Narodzenia
25 grudnia: Narodzenie Pańskie
Święto Świętej Rodziny
1 stycznia
II niedziela po Narodzeniu Pańskim
6 stycznia: Objawienie Pańskie
Chrzest Pański
Okres Wielkiego Postu
I niedziela
II niedziela
III niedziela
IV niedziela
V niedziela
Niedziela Palmowa
Triduum Paschalne i Okres Wielkanocny
Wielki Czwartek
Wielki Piątek
Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego
II Niedziela Wielkanocna
III Niedziela Wielkanocna
IV Niedziela Wielkanocna
V Niedziela Wielkanocna
VI Niedziela Wielkanocna
VII Niedziela Wielkanocna
Niedziela Zesłania Ducha Świętego
Okres Zwykły
II niedziela
III niedziela
IV niedziela
V niedziela
VI niedziela
VII niedziela
VIII niedziela
IX niedziela
X niedziela
XI niedziela
XII niedziela
XIII niedziela
XIV niedziela
XV niedziela
XVI niedziela
XVII niedziela
XVIII niedziela
XIX niedziela
XX niedziela
XXI niedziela
XXII niedziela
XXIII niedziela
XXIV niedziela
XXV niedziela
XXVI niedziela
XXVII niedziela
XXVIII niedziela
XXIX niedziela
XXX niedziela
XXXI niedziela
XXXII niedziela
XXXIII niedziela
Uroczystość Chrystusa Króla
Uroczystości Pańskie w Okresie Zwykłym
Uroczystość Najświętszej Trójcy
Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej
Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa
Niektóre inne święta
8 grudnia: Niepokalane Poczęcie
25 marca: Zwiastowanie Pańskie
29 czerwca: Świętych Piotra i Pawła
15 sierpnia: Wniebowzięcie Maryi
1 listopada: Wszystkich Świętych
2 listopada: Wspomnienie wiernych zmarłych
Fragment tekstu
I Niedziela Adwentu - Mk 13,33-37
Oczekiwanie Chrystusa
W życiu codziennym często musimy czekać. Dlatego mamy tyle poczekalni: w przychodniach, w gabinetach prawników, w biurach... Czekanie może stać się prawdziwą próbą wytrzymałości nerwowej. Komuś wyznaczono, na przykład, wizytę na czwartą popołudniu, a o piątej słyszy, że musi uzbroić się w cierpliwość i jeszcze trochę poczekać. Trzaska drzwiami i wychodzi. Stracił właśnie tę cierpliwość, w którą polecono mu się uzbroić. Aby żyć, trzeba umieć czekać. Ale jak długo? Dawniej mówiono, że dobrym żołnierzem nie jest ten, kto umie walczyć, ale ten, kto umie czekać.
Oczekiwanie jest głównym motywem historii Izraela Starego Testamentu. Obietnice Boże są jakby wątkiem, który łączy poszczególne wydarzenia i czyni je spójnym obrazem. Jednak nie można czekać w nieskończoność i dlatego historia nie jest wieczna. Któregoś dnia czas musi się wypełnić. I rzeczywiście jest to drugi motyw Biblii: pełnia czasów, spełnienie. W życiu codziennym często narzekamy, że czas biegnie zbyt szybko. W sposobie obrazowania Starego Testamentu czas jawi się raczej jako wielkie wahadło zwalniające bieg wydarzeń. Pojawia się zatem pragnienie przyśpieszenia rytmu czasu, aby jak najszybciej nadeszła owa godzina wypełnienia. Podobnych uczuć doświadczamy jadąc pociągiem. Opóźnienia męczą, ponieważ całe nasze zainteresowanie skupione jest na chwili, w której dotrzemy do miejsca przeznaczenia. W czasach starożytnych nie było pociągów, znano jednak długie opóźnienia. Żydzi pielgrzymowali czterdzieści lat po pustyni, a cała ich uwaga skupiała się na momencie wejścia do kraju obiecanego im przez Boga.
Historia Izraela jest obrazem ewolucji każdego z nas. Młodość jest czasem obietnic. Dzieci nie narzekają, że czas ucieka, przeciwnie, że biegnie zbyt powoli. Wzdychają: "Kiedy będzie Boże Narodzenie! Kiedy pójdę do szkoły! Kiedy się skończy szkoła!". Wszystko wydaje się takie odległe. Kiedy wydaje się nam, że czas biegnie zbyt szybko, to znak, że nie jesteśmy już młodzi, że się starzejemy. Nie mamy już na co czekać, nasze życie utraciło swój dynamizm. Istnieją jednak różne sposoby oczekiwania. Dziecięce oczekiwania są radosne, czekanie w urzędach i na dworcach kolejowych nużące i irytujące. Dlaczego? Dziecko oczekuje wzrostu, rozwoju, chce zobaczyć, co będzie później. Z tej przyczyny jego oczekiwanie podlega nieraz przymusowemu wydłużeniu. Mówimy młodym: "Ciesz się, że możesz jeszcze się uczyć, będziesz lepiej przygotowany. Potem nie będziesz miał czasu. Wszystko, czego się teraz nauczysz, później ci się przyda". Zupełnie inaczej czeka się u dentysty. Im dłużej się czeka, tym ząb bardziej boli.
Jakie powinno być oczekiwanie chrześcijan na przyjście Chrystusa? Wydaje się, że wśród pierwszych uczniów panowała pewna niecierpliwość. Wrażenie takie mogą dać chociażby ostatnie słowa Apokalipsy: "A Duch i Oblubienica [czyli Kościół; przyp. autora] mówią: "Przyjdź!" A kto słyszy, niech powie: "Przyjdź!" (...) Mówi Ten, kto o tym zaświadcza: "Zaiste, przyjdę niebawem". Amen. Przyjdź, Panie Jezu!" (Ap 22,17.20). Wydaje się jednak, że księga ta datuje się na czasy prześladowań Nerona. Pragnienie wyzwolenia jest w takich momentach zawsze bardzo silne. Także i dzisiaj chorzy, którzy bardzo cierpią wzdychają: "Kiedy Pan przyjdzie mnie wyzwolić?".
Wydaje się natomiast, że zwyczajny chrześcijanin ma, wręcz przeciwnie, nieskończoną cierpliwość w oczekiwaniu na śmierć i sąd ostateczny. Kiedyś ktoś powiedział żartem: "W poczekalni, w której oczekujemy Bożej sprawiedliwości, chętnie pozwalamy, aby inni przechodzili przed nami". Jednak nie jest to zawsze prawdą i z pewnością nie jest to prawda pełna. Iluż jest dziś zmęczonych życiem! Dlaczego? Właśnie dlatego, że życie jest dla nich jedynie poczekalnią, a nie studiami przygotowawczymi jak w przypadku młodzieży.
Ojcowie Kościoła wyrażali tę myśl w sposób trochę inny, jednak w gruncie rzeczy chodziło im o to samo. Św. Grzegorz Wielki mówi, że życie nie istnieje bez nieustannego rozwoju i postępu. Używa porównania z trudem dla nas dziś zrozumiałego: życie miałoby być kołem garncarskim. Garncarz naciska pedał i koło obraca się w jego rękach, tak że może on formować glinę, nadawać jej kształt. Jeśli przestanie przyciskać pedał, natychmiast wszystko się zatrzymuje. Św. Grzegorz uważa, że tak właśnie jest z życiem duchowym. Dopóki nie zaprzestajemy naszych wysiłków, jesteśmy obrabiani i nabieramy kształtu. Zatrzymać się, nawet na chwilę, oznacza pozostać grudą nieobrobionej gliny. Grzegorz dodaje jeszcze jeden przykład: życie podobne jest do pływaka, który chce przepłynąć na drugi brzeg rzeki, ale prąd jest bardzo silny, musi on więc walczyć z nurtem. Gdyby tylko na chwilę odpoczął, prąd natychmiast go pogrąży.
Nauka moralna płynąca z tych przykładów, a także z wielu innych, jest jasna: oczekiwanie na przyjście Chrystusa nie ma nic wspólnego z bezczynnym siedzeniem w poczekalni. Wprost przeciwnie, jest walką, wzrostem, działaniem. Komuś, kto jest w nie zaangażowany, przynosi radość, a nie zniecierpliwienie czy znudzenie.
Pewnego razu, kiedy rozmawiano na ten temat, pewna staruszka zaprotestowała: "To, co mówicie, odnosi się do was, młodych. To wy powinniście starać się zrobić coś dobrego. Ale dla nas, starych, to wszystko nie ma już sensu. My wiemy, że w życiu nic już nie osiągniemy, a więc nie pozostaje nam nic jak tylko czekać. Na szczęście niezbyt długo!".
Rodzina upomniała babcię, żeby tak nie mówiła, ponieważ była jeszcze użyteczna, zajmowała się dziećmi, była bardzo potrzebna. W wielu przypadkach dzieje się jednak inaczej. Jest wielu ludzi starych, którzy są ciężko chorzy i wydają się jedynie ciężarem dla innych. Ale ich także nie chcielibyśmy umieścić w poczekalni, w której oczekiwaliby na śmierć. Mogą oni i powinni się modlić, a modlitwa jest jedna z najważniejszych sfer ludzkiej działalności, niemal powrotem do pierwotnej działalności Boga w świecie. Bóg stworzył Wszechświat swoim słowem i przeznaczył człowieka do tego, aby ten dokończył Jego dzieło. Młodzi czynią to pracą rąk i umysłu, starzy i chorzy modlą się sercem. Łączą swoje słowa z myślą i słowem Boga, ze Słowem, które jest Synem i które na końcu doprowadzi swoje stwórcze słowo wypowiedziane u początku czasów do uroczystego wypełnienia.
Wielki Piątek - J 18,1-19,42
Dlatego Bóg Go wywyższył
"Za nas i za nasze grzechy" czytamy na napisie otwierającym Drogę Krzyżową. Kaznodzieje ilustrują to zdanie przykładami czasami wzruszającymi. Także w życiu codziennym obserwujemy wiele sytuacji, w których ktoś musi cierpieć z powodu kogoś innego. Wznosi się pomniki tym, którzy dobrowolnie ofiarowali się za bliźniego, żołnierzom, którzy zginęli za ojczyznę, tym, którzy zginęli przy pracy. Ileż większą wdzięczność winniśmy Chrystusowi, który umarł za całą ludzkość! Nie zamierzamy w żaden obniżać poziomu tej refleksji, powstaje jednak wątpliwość: dlaczego ktoś ma umierać za kogoś innego? Bo nie ma innego rozwiązania.
Kiedy tonie statek, a w łodziach ratunkowych zmieści się tylko część pasażerów, jest jasne, że ten, kto pozostanie na pokładzie, utonie. Poświęcił się dla innych, nie było innej możliwości. Podobnie dzieje się wielokrotnie. Stoimy przed wyborem: albo on, albo ja, a więc lepiej ja. Jest to szlachetne poświęcenie, wzbudzające podziw każdego uczciwego człowieka. Czy jednak byłoby jednakowo szlachetne, gdyby mogli uratować się obydwaj? Wówczas poświęcenie byłoby niepotrzebne.
W pewnym opowiadaniu muzułmańskim jest mowa o dziesięciu derwiszach, którzy umierali z pragnienia. W krytycznym momencie, kiedy już mieli umrzeć, pierwszy z nich dostał kubek wody, ale podał go drugiemu i umarł. Drugi przekazał go trzeciemu, trzeci czwartemu, itp. Na koniec kubek wody dotarł do dziesiątego, kiedy pozostałych dziewięciu było już martwych. Dziesiąty wypił wodę i uratował się. Potem wyrzucano mu, że powinien był rozlać wodę na piasek i umrzeć przez szacunek dla pozostałych dziewięciu, którzy się poświęcili. On nie zgodził się z tym i powiedział: tamtych dziewięciu umarło z miłości do innych. Jest to wielki czyn, ja nie miałem już dla kogo się poświęcić, a zatem nie wypicie wody byłoby samobójstwem, a to nie jest to dobry uczynek.
Opowiadanie jest naiwne, ale dobrze ilustruje dwa warunki, które inspirują prawdziwe poświęcenie: jest to akt miłości, ale także konieczności, ponieważ nie ma się innego rozwiązania.
Zastosujmy teraz te refleksje do poświęcenia Chrystusa. Poświęcił się On za nas. Chodzi o wielki akt miłości. Jednak powstaje wątpliwość na temat drugiego warunku: Czy było to naprawdę konieczne? "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał" (J 3,16). Czy było to rzeczywiście konieczne? Czy Bóg nie mógł przebaczyć grzechów tak jak umarza się długi ludzi, którzy nie są w stanie ich spłacić? Na to pytanie odpowiadamy odwołując się do odwiecznej Bożej sprawiedliwości. Bóg jest, jak mówimy, nieskończenie dobry, ale również sprawiedliwy. Sprawiedliwość wymaga, aby każde zło zostało ukarane. Bóg ukarał własnego Syna za grzechy świata i w ten sposób dobroć i sprawiedliwość zlały się w jedno. Wyjaśnienie to wydaje się słuszne i szlachetne, ale zawsze pozostaje podstawowa wątpliwość: czy było to naprawdę konieczne? Nie wystarczyło przebaczyć grzechy? Z ofiary Chrystusa ludzkość odniosła wielką korzyść, ponieważ w niej objawiła się ogromna miłość Boga. Jedynym, który odniósł z jej powodu szkodę, był Chrystus, który niewinnie cierpiał. Cierpiał z miłości i przez krótki czas - zaraz potem powrócił do niebieskiej chwały - ale było to cierpienie, które Mu się nie należało, a więc Go "obraziło".
Aby uniknąć tych i podobnych zastrzeżeń, przeczytajmy fundamentalny tekst św. Pawła do Filipian, który snuje następującą refleksję na temat ofiary Chrystusa: "To dążenie nich was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On to istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi. A w zewnętrznej postaci uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem - ku chwale Boga Ojca" (Flp 2,5-11). W tym tekście łatwo umyka nam jedna okoliczność. Św. Paweł nie mówi tutaj, że Chrystus umarł za nas. Mówi o Jego ofierze, która przyniosła Mu wielką chwałę. "Dlatego Bóg Go nad wszystko wywyższył". Właśnie dlatego, że Bóg jest sprawiedliwy nie mógłby pozwolić na cierpienie niewinnego nie zapewniając mu wielkiej nagrody. Pytamy się zatem: jaką korzyść odniósł Chrystus ze swojej heroicznej męki? Nie możemy rozwiązać tego problemu inaczej niż przenosząc się w misterium Jego Osoby. Od wieczności jest On Synem Ojca. Słowa ojciec i syn pochodzą z naszej codziennej rzeczywistości, ale wprowadzają nas w misterium Trójcy Świętej. Ojciec przed wiecznością zrodził Syna. Nie uczynił tego w sposób cielesny, Bóg nie ma ciała. Był to proces duchowy. Ojciec objawia Synowi swoją wolę, swoją myśl. Syn przyjmuje ją w pełni i w sposób dobrowolny. Myśli i chce tego samego co Ojciec. Mają zatem jeden umysł i jedną wolę, są jednym. Gdyby Syn nie przyjął woli i myśli Ojca, byłby kimś obcym, nie Synem. Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga (por. Rdz 1,26-27). Także i on staje się dzieckiem Bożym, jeśli przyjmuje wolę i myśl Ojca niebieskiego. I przeciwnie, buntując się staje się kimś obcym, powstaje przepaść między nim a Stwórcą. Tragedia grzechu polega właśnie na tym buncie, na odmowie przyjęcia woli Ojca. Tak uczynił Adam i tak czyni cała ludzkość obca Bogu. Jesteśmy świadomi, że powinniśmy zaradzić tej tragedii i staramy się to czynić. Na ile nam się to udaje? Z doświadczenia wiemy, że czasami przyjmujemy wolę Bożą, a czasami opieramy się jej. Trudno nam ją przyjąć, kiedy oznacza ona cierpienie, niepowodzenie czy śmierć. W takich przypadkach gwałtownie ją odrzucamy. Męczennicy mówią: lepiej umrzeć niż opierać temu, co Bóg zsyła. My mówimy: muszę żyć, Bóg nie może wymagać od nas takich poświęceń. Męczennicy oddali życie, ponieważ otrzymali siłę od Tego, który ich poprzedził, od Chrystusa. Syn Boży stał się człowiekiem i tym samym przyniósł człowiekowi swoją podstawową postawę wobec Ojca, totalne wypełnienie Jego woli. W ten sposób przenosi na człowieka swoje synostwo Boże właśnie w tych momentach, w których wydaje się ono całkowicie stracone. Po ludzku powiedzielibyśmy: jak możemy uwierzyć, że ktoś jest Synem Boga wszechmogącego, w momencie gdy jest przez wszystkich opuszczony? Wydaje się to niewiarygodne, ale właśnie w tych momentach wiara czyni synostwo Boże doskonałym. Chrystus zatem w swojej męce i śmierci nie poniósł szkody. Ten, który od wieczności żyje w chwale Ojca przeniósł tę Bożą chwałę na ludzkość. Dlatego św. Paweł pisze, że przed Chrystusem musi zgiąć się każde kolano "istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych", czyli zauważa, że Chrystus zachowuje swoją Boską godność i chwałę także w swoim człowieczeństwie, całkowicie przebóstwionym przez mękę.
Chrześcijańscy mistycy byli świadomi owej sakramentalnej siły, którą daje nam cierpienie przyjęte zgodnie z wolą Bożą, i dlatego byli zdolni do poświęceń. Miłość nie oddziela własnych interesów od interesów innych ludzi, ale jednoczy wszystko w Bogu. Zwykłym ludziom refleksje te wydają się zbyt "wzniosłe", zupełnie nie do pojęcia. Jednak nie są od nich daleko, kiedy mówią na przykład: "Cierpię, ale jestem pewien, że przyniesie mi to błogosławieństwo". W tekstach biblijnych błogosławieństwo łączy się z życiem. To, co Bóg pobłogosławił, żyje. Jeśli cierpienie przynosi błogosławieństwo, przynosi życie nawet tam, gdzie wydaje się, że panuje śmierć. Na tym zatem polega misterium krzyża rozumiane w sensie chrześcijańskim. Dlatego na najstarszych przedstawieniach Chrystus na krzyżu ukazany jest jako Ten, który króluje, który ma władzę nad światem. Wzywa także nas abyśmy królowali wraz z Nim.
VIII Niedziela Zwykła - Mk 2,18-22
Pościć czy nie?
Są ludzie grubi i chudzi. Nie zawsze zależy to od tego, ile się zjada. Pewien dziennikarz miał pomysł, by zebrać informacje o najgrubszych ludziach, o których mówi historia. Na pierwszym miejscu znalazła się pewna Hiszpanka, Izabela, która codziennie potrzebowała krawcowej, która poszerzałaby jej suknie. Wśród mężczyzn bohaterem anegdot jest król polski, Jan III Sobieski, który ocalił Wiedeń przed Turkami, a o którym opowiada się również, że wsiadając na konia, łamał czasami zwierzęciu kręgosłup. Wśród "puszystych" świętych należy wymienić św. Tomasza z Akwinu, dla którego trzeba było poszerzyć krzesło w refektarzu. Są to fakty anegdotyczne, zabawne, ale niezbyt pocieszające dla tych, którzy muszą zmagać się z tego typu trudnościami.
Dla ludzi, normalnych i zdrowych, dyscyplina żywieniowa należy do zdrowego stylu życia. Czy jest to to samo co post? Dyscyplinę tę nazywamy raczej umiarkowaniem, cnotą, dzięki której jemy i pijemy tyle, ile potrzebuje organizm. Post oznacza więcej. Pości ktoś, kto rezygnuje także z tego, co nazywamy normalnym jedzeniem. Rodzi się więc pytanie: czy to słuszne, potrzebne? W przyrodzie rośliny czerpią z ziemi wilgoć i sole mineralne niezbędne do wzrostu i rozwoju. Zwierzęta także nie poszczą. Zatem, jeśli takie jest powszechne prawo przyrody, dlaczego ludzie powinni pościć? Wystarczy, żeby zachowali umiar. Teoretycznie kwestia jest prosta, w praktyce powstaje wiele problemów. Ustalamy, że powinniśmy jeść tyle, ile potrzebujemy. Ale jak oszacować te potrzeby? Wiadomo, że wraz z postępem ludzkości potrzeby, dzień po dniu, rosną. A jednak są tacy, którzy umierają z głodu. W tej sytuacji ludzi zachęca się, by pościli na rzecz innych.
Poza tym w wielu religiach ruchy ascetyczne zachęcają do postu. Żydom Prawo określa zasady postu. Jest rzeczą interesującą zauważyć, że chrześcijanie czuli się wolni od tych reguł uważając, że należały one do epoki przygotowania na przyjście Mesjasza. Dlatego pościli uczniowie Jana, ale uczniowie Jezusa już nie. Dlaczego mieliby to robić, skoro Mesjasz już przyszedł? Jednakże już w pierwszych katechezach Kościoła znajdują się wezwania do postu. W Kościele rozwinęły się różne typy postu, wprowadzane z różnych przyczyn. W najbardziej starożytnych homiliach Ojców Kościoła przewija się często temat sprawiedliwości społecznej. Św. Bazyli wyjaśnia to wychodząc od obowiązującej w przyrodzie zasady, że każdy organizm powinien spożywać to, czego potrzebuje do wzrostu i do pracy. Rośliny i zwierzęta czynią to powodowane wrodzonym instynktem, człowiek powinien to czynić dobrowolnie i świadomie. Niestety tak się nie dzieje i zakłóca to naturalną równowagę. Wynikają stąd także anomalie społeczne. Bazyli wyjaśnia to metaforycznie. Jakiś człowiek zajmuje w teatrze dwa miejsca, obok niego ktoś stoi. Czy ten pierwszy nie jest zobowiązany zwolnić mu miejsca? To samo odnosi się także do korzystania z pokarmu. Zrezygnujmy dobrowolnie z nadmiaru dla dobra innych, takie jest prawo przyrody i przykazanie Ewangelii. Są to przekonujące argumenty, ale jakże trudno przekonać ludzi do takiego zachowania! Prasa często rozwodzi się nad przepastnymi różnicami w statusie materialnym między ludźmi, ale jest to dla tylko powodem do gorszenia się niesprawiedliwością świata. Pojedynczy ludzie nie czują się zachęceni do rezygnacji z czegokolwiek na rzecz innych.
Jak doszło do tego, że staliśmy się tak niewrażliwi? Jedną z przyczyn jest powód podawany przez obrońców postu ascetycznego. Jego motywy odnaleźć można w pismach Ojców Kościoła. Człowiek zatracił zmysł rozeznania, co jest jego prawdziwą potrzebą. Potrzeby narzuca nam natura. Niedobór płynów w organizmie powoduje uczucie pragnienia. Kiedy ktoś jest spragniony, szuka wody i pije. Jest to potrzeba. Ktoś inny jednak, żeby się napić używa nie wody, ale wina. I uważa kieliszek wina za swoją potrzebę. Obecnie te nowe potrzeby pochodzące z przyzwyczajenia tak się rozrosły, że są już bardzo odległe od naszych naturalnych potrzeb, a nawet szkodliwe dla zdrowia. Św. Bazyli zachęca zatem swoich mnichów do pokazania ludziom, że potrzeby nie są aż tak wielkie, jak się powszechnie sądzi i że człowiek staje się zdrowszy i wydajniej pracuje, kiedy powraca do spożywania jedynie takiej ilości i takiego pokarmu, jakiego domaga się natura. To samo mówią dzisiaj także lekarze. Czy odnoszą większy sukces?
Wiemy, że ten powód zaprowadził mnichów hinduskich, a także chrześcijańskich, do fakiryzmu. Wydaje się niemożliwe, że człowiek może wyżyć przyjmując tak mało pokarmu jak oni. A jednak żyją długo i zdrowo. W Indiach znana jest powszechnie pewna anegdota. Bóg wyznaczyć miał przy urodzeniu dla każdego człowieka ilość żywności do zjedzenia w ciągu całego życia. Jeśli człowiek zje wszystko szybko, umrze prędzej, jeśli będzie oszczędzał, pożyje dłużej.
W czasach starożytnych uzasadniano teoretycznie potrzebę postu także przeciwstawieniem ciała i ducha. Już w starożytności uważano ciało i ducha za dwie szale jednej wagi. Jeśli obciążymy jedną, druga pójdzie w górę. Dodawanie ciężaru na szali ciała oznacza ujmowanie go szali ducha. Porównanie to ma źródło dualistyczne. Jego podstawa, radykalna opozycja między ciałem a duszą, jest dla nas poglądem nie do przyjęcia. Jednak zastosowania praktyczne sprawdziły się w rozsądnej pedagogice: dyscyplina ciała, przede wszystkim odżywiania się, przydaje duchowi wolności.
Jednak po tych wszystkich argumentach przemawiających za postem, przedstawimy żartobliwy argument przeciw. Pewien student napisał pracę na temat postu w pismach Ojców Kościoła. Obrona pracy poszła bardzo dobrze. Zatem na koniec student wydał w dobrej restauracji kolację, by świętować z profesorami i przyjaciółmi. Czy w ten sposób nie zaprzecza się w faktach temu, co wyraża się w słowach? Rozsądek podpowiada, że nie. Pokarm służy zaspokajaniu ludzkich potrzeb. Jednak do potrzeb tych należy nie tylko dobry stan komórek organizmu, ale także radość życia i stosunki międzyludzkie. Wspólne posiłki mają wielkie znaczenie dla kontaktów z innymi i dla pogody ducha. Jest zatem naturalne świętować urodziny członka rodziny kieliszkiem dobrego wina, czy zorganizowanie uroczystej kolacji po obronie, itp. To wszystko, w odpowiedniej mierze, można uważać za słuszne potrzeby.
Zatem praktyki postne, choć różnorodne, mają wspólny cel: prowadzenie życia zgodnego z naturą w sensie chrześcijańskim, czy też, jak mówili Ojcowie Kościoła, powrót do raju. W tym sensie wszyscy powinni pościć dla dobra własnego i dla dobra całego społeczeństwa.