Jolanta Tomczak
Moje powstanie
Kategoria historia, dokumentFundacja Nasza Przyszłość
ISBN 83-88531-39-5
waga 0.082 kg
nr kat. Rhema 12608
Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!
Pozycja archiwalna.
Zadzwoń i zamówZamów przez e-mail
Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.
Pokaż koszyk
Notka
Te dni Powstania, mimo ciągłego zagrożenia śmiercią, nie wywołały w nas zniechęcenia. Nie zjawiły się żal ani gorycz. Przeciwnie, w miarę jak słabły nasze siły, wzmagała się zawziętość i wola zwycięstwa, za każdą cenę. Kto wie, może to była obawa przed tym, że tyle przelanej krwi, tyle ofiar życia i cierpień - może pójść na marne?
Wiem jednak, że bohaterstwo uczestników Powstania Warszawskiego to nie był kaprys czy nagłe olśnienie. Myśmy do Powstania podchodzili z wielką powagą. Poświęcenie w walce o wolność Ojczyzny było dla nas wręcz nakazem wewnętrznym. Myślę, że każdy z nas, kto przeżył ten czas, zachował go w pamięci na resztę życia. Innym - coraz częściej trudno to zro-
Krystyna Klimczok "Mrówka"
Niestety, jest nas coraz mniej - odchodzą do tamtego "lepszego świata" lub rozjechali się gdzieś daleko. Jeszcze parę lat - i nasze Powstanie zupełnie "wygaśnie". Zostanie Warszawa odbudowana i coraz piękniejsza.
Irena Dzienniak-Różewska "Jasna", "Dzitka"
Spis treści
Podziękowania
Wstęp - Piotr Czartoryski-Sziler
Cudna" - Janusz Walkuski
Wojenne dzieci pamiętajš dłużej
- Bronisława Okolo-Kułak
Okupacja i Powstanie - oczami dziecka
- Andrzej Marek Chyba
Miałam wtedy niespełna 7 lat... - Elżbieta R
W czepku urodzony - Henryk Jaros
Stare Miasto, sierpień 1944 rok
- Wojciech Kopalski
Cukrowe banany. Wspomnienie siostrzenicy
- Maria Banachowicz
Nauczylimy się żyć - Hanna Karkowska
Dni chwały i grozy - Ryszard Lorenz
Pamięć o Powstaniu - Regina Paziewska
Moje Powstanie. Na Polnej, Mokotowskiej
i Jaworzyńskiej - Andrzej K. Olszewski
Było to w sobotę 5 sierpnia... - Wanda Lurie
Wszędzie udzielałem Sakramentu Pojednania
i Miłoci - ks. Edmund Przybyła CR Grzmot"
Vae victis. Droga do niewoli
- Florian Gršbczewski Mirek"
Ostatnie dni powstańczego Żoliborza
- Wiesław Klempisz Brzeziński"
Ludzkie oblicze wroga
- Zofia Andrycz-Staręga Elżbieta Pliszka"
Sanitariuszka Powstania Warszawskiego
- Maria Cyranowska z d. Nikosiewicz
Szefie, my razem"
- Danuta Cegielska-Możdżeń Danka"
Wstęp
"Ten grzmot płynący nad Warszawą, Granatów plusk i kaszel salw, To niebo, które ogniem krwawi, Różowiąc świtem broni stal, Wichurą rozwiej dookolną, Nike! - i szumem skrzydeł graj! Z tej burzy niby piorun - wolność Rozświetli innym sierpniem kraj!"
(Sierpień 1944, autor nieznany)
Sześćdziesiąt lat temu, l sierpnia 1944 r., w okupowanej, umęczonej stolicy Polski wybuchło Powstanie. Ten zbrojny, niezwykle bohaterski zryw warszawiaków zapisał się w historii II wojny światowej jako piękne świadectwo miłości Ojczyzny i obrony zagrożonych wartości. Dla ratowania wolności, honoru i godności człowieka powstańcy położyli na szale własne życie. Woleli zginąć, niż trwać bezczynnie w oczekiwaniu na wojenne wypadki. Wicepremier rządu Rzeczypospolitej Jan Stanisław Jankowski, podejmujący decyzje wraz z dowództwem AK, przyczyny wybuchu Powstania przedstawił następująco: "My tu nie mamy wyboru. »Burza« [kryptonim akcji] nie jest w Warszawie czymś odosobnionym, to jest ogniwo w długim łańcuchu, który zaczął się we wrześniu. Walki w mieście wybuchną, czy my tego chcemy, czy nie. Za dzień, dwa lub trzy Warszawa będzie na pierwszej linii frontu. Nie wiem, może Niemcy wycofają się od razu, może dojdzie do walk ulicznych, jak w Stalingradzie. Czy pan sobie wyobraża, że nasza dysząca żądzą odwetu młodzież, którą myśmy szkolili od lat, sposobili do tej chwili, daliśmy jej broń do ręki, będzie się biernie przyglądała albo da się Niemcom bez oporu wywieźć do Rzeszy? Jeśli my nie damy sygnału do walki, ubiegną nas w tym komuniści, ludzie wtedy rzeczywiście uwierzą, że chcieliśmy stać z bronią u nogi (...)".
Fragment tekstu
Miałam wtedy niespełna 7 lat...
Elżbieta R.
-Lato roku 1944 było wyjątkowo piękne i ciepłe. Mieszkaliśmy na Czerniakowskiej, kątem, w jakimś wąskim bokiem zwróconym do ulicy robotniczym domu z czerwonej cegły, dwupiętrowym, długim, z pięcioma klatkami. Do domu prowadziła żelazna brama z furtką. Za bramą równolegle do ulicy rozciągała się posiadłość otaczająca willę, przez nas nazywaną pałacykiem. Duży teren zieleni otaczał pałacyk i sąsiadował z podłużnym podwórkiem, ograniczonym warsztatami (ślusarskim i mechanicznym) i do połowy wkopanym w ziemię obszernym śmietnikiem. Był też ogród, który służył mieszkańcom w tych tragicznych latach dla podratowania domowych budżetów i zaopatrzenia kuchni w warzywa. W ogrodzie wznosił się pagórek. W maju krzewy bzu kwitły i pachniały pięknie, jakby przyroda nie chciała wiedzieć o zbliżającej się tragedii.
W czerwcu skończyłam pierwszą klasę u Sióstr Nazaretanek. Moje świadectwo - mam je do dzisiaj - wystawione było po polsku i po niemiecku. Przyszedł lipiec, gorący, pachnący jaśminem. Wieczorami siedzieliśmy na podwórku, obserwując przelatujące wysoko, poza zasięgiem niemieckiej artylerii, defilujące srebrne ptaki, amerykańskie samoloty, budzące radość i nadzieję w zgnębionych sercach. Widziałam radość w oczach rodziców i uznanie dla bohaterskich lotników.
Na krzaczkach zaczęły dojrzewać pomidory, piękne, duże, czerwone i słodkie. Obiecywały obfity zbiór.
Dnie mijały, szalał terror. Strach przed łapankami. Godzina policyjna ograniczała wszelki ruch Polaków w mieście po
godzinie dziewiętnastej. Obowiązywało zaciemnienie. Wszelkie przecieki światła w oknach likwidowane były strzałami z policyjnych karabinów. Często wyłączano prąd. Panowały ciemności. Ludzie ratowali się lampami karbidowymi. Do dziś pamiętam słodkawo-kwaśny zapach palącego się niebieskawym światłem płomienia karbidówki.
Po skromnej kolacji ja i mój młodszy braciszek klękaliśmy z mamą do modlitwy, po czym trzeba było starannie i w odpowiedniej kolejności ułożyć wszystkie części ubrania, aby być jak najszybciej gotowym po ogłoszeniu alarmu lotniczego. Wtedy mamusia ubierała braciszka, a ja musiałam ubrać się sama. Mimo ciepłego lata zakładaliśmy pasy do podtrzymywania pończoch (wtedy nie było rajstop), sweterki i jakieś wierzchnie ubranka, ponieważ byliśmy przygotowani, by w każdej chwili móc wyjść z domu, chroniąc się przed bombardowaniem czy wysiedleniem. Każdy z rodziny miał mały plecaczek lub torbę z przyborami toaletowymi. W lnianym woreczku wiszącym na szyi każdego dziecka był medalik z Matką Bożą, z wypisaną datą urodzenia, imieniem, nazwiskiem i adresem w razie rozłąki z rodzicami. Nikt nie znał swego losu, niczego nie dało się przewidzieć z godziny na godzinę. Tak mijały ciężkie z powodu niepewności, biedy i troski o rozłączonych z nami najbliższych dni.
My dzieci, a było nas sporo na tym podwórku, bawiliśmy się jak co dzień w chowanego, graliśmy w klasy, skakaliśmy na skakankach, bo przecież to były już wakacje. Wspaniałą zabawą było wspinanie się na wielką platformę, tzw. rolwagę, z której wyprzężono konia i pozostawiono na naszym podwórku przy warsztatach. Któregoś popołudnia jak zwykle bawiliśmy się na platformie, gdy nagle powietrze przeciął świst jakby brzęczącego owada lecącego blisko ucha. Jeden, drugi, następne już trudno było zliczyć. Strzelanina. Starsze dzieci szybko uciekły pod wóz, a w przerwie strzelaniny - do domów. Ja również, tak jak mogłam, w pośpiechu uciekłam do domu, a na platformie został mój malutki braciszek, który sam nie był w stanie zejść z góry. Wyratowała go mama, biegnąc po niego.(...)
Strona redakcyjna
Copyright by Fundacja "Nasza Przyszłość"
Projekt okładki: Paweł Brankiewicz
Na okładce wykorzystano zdjęcie Czesława Olszewskiego z 1945 r. przedstawiające kamienice na ul. Polnej 32 w Warszawie.
Redakcja i opracowanie: Jolanta Tomczak
Korekta:
Maria Kalińska, Beata Rójek
ISBN: 83-88531-39-5
Fundacja "Nasza Przyszłość" Oddział w Szczecinku ul. Klasztorna 16 78-400 Szczecinek
tel. O-prefiks-94 373 11 60 (61, 62) faks O-prefiks-94 374 25 14 e-mail: fnp@fnp.pl www.fnp.pl
Druk: Drukarnia Loretańska, Warszawa Rembertów