Salvoldi Valentino
Człowiek nie umiera, rodzi sie dwa razy - Godzina naszych narodzin
Kategoria psychologiaWydawnictwo Bratni Zew
ISBN 83-88903-42-X
192 strony
format 130x210 mm
oprawa miękka
wydane Kraków 2004 r.
waga 0.202 kg
nr kat. Rhema 11688
Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!
Nakład wyczerpany!
Pokaż koszyk
Notka
Każdy grób jest zbyt mały, by pomieścić moją miłość. Zmartwychwstanę.
Ta wspaniała myśl zamyka książkę. Narodziny i śmierć. Początek i koniec. Alfa i omega. A mostem, który łączy te rzeczywistości jest "miłość potężniejsza od śmierci", miłość o jakiej mówi Pieśń nad Pieśniami. Miłość, której żaden grób nie może uwięzić. Miłość rodząca do pierwszego życia i prowadząca do tego, które nigdy nie będzie miało końca. Miłość, która obdarza obliczem pierwszy i ostatni płacz człowieka: płacz dziecka i ostatnia łza umierającego witane są jako początek życia.
A ostatnie westchnienie na ziemi opiewane jest jako pierwszy uśmiech w niebie. Istnieje bowiem tylko jedno życie, co wyraźnie podkreśla tytuł niniejszej książki: "Człowiek nie umiera, rodzi się dwa razy". Z łona matki na łono Matki Ziemi. Ciało śmiertelne zostaje ukształtowane i przemienione, staje się ciałem duchowym, ziarnem zboża zasianym w ziemi, by obdarzyć życiem nowe owoce.
Jest to książka przeznaczona dla tego, kto pragnie zakochać się w życiu, dla kapłanów, którzy muszą towarzyszyć umierającym i krewnym zmarłych, dla lekarzy narażonych na prośbę o eutanazję i... dla tych wszystkich, którzy wcześniej czy później stawią czoła godzinie swoich prawdziwych narodzin.
Spis treści
Słowo wstępne
Wstęp
1/ Śmierć: oblubienica, która prowadzi do życia
2/ Ofiarowuję moje doświadczenie śmierci
3/ "W godzinę naszych narodzin"
Po doświadczeniu śmierci
1/ Każda śmierć jest częścią mnie
2/ "Kocham także śmierć"
3/ Mój pierwszy kontakt ze śmiercią
4/ Młody chórzysta mszy żałobnych
5/ Eliza: doświadczenie wiary na cmentarzu
6/ "Dokonało się"
7/ "Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?"
8/ Fabio: "...a śmierci już nie będzie"
9/ Mój ojciec: "Zdystansuj się!"
Zmowa milczenia
1/ Nadziei nie stwarza się na poczekaniu
2/ Śmierć usunięta ze świadomości indywidualnej i zbiorowej
3/ Nie rozgrzeszenie, lecz wstrząs dlaprzeciętnych całego świata
4/ Ludzkość, która zwleka z odrodzeniem
5/ Aby przerwać zmowę milczenia
Bunt przeciwko śmierci w starym Testamencie
1/ Nie Szeol Cię sławi, Boże
2/ "Ja jestem Jahwe, twój Bóg, któy wyprowadził się z Egiptu"
3/ Twoje słowo obdarza mnie życiem
4/ "Nie wejdą do miejsca mego odpoczynku"
5/ "Bóg nie stworzył śmierci"
6/ "Bóg wyzwolił moją duszę z mocy Szeolu"
7/ "Ożyją twoi umarli"
Śmierć w Nowym Testamencie - źródło życia
1/ "Uniżył samego siebie, stają się posłusznym aż do śmierci"
2/ "Z głośnym wołąniem i płaczem"
3/ "Dla nas ludzi i dla naszego zbawienia"
4/ "Zstąpił do piekieł"
5/ "Trzeciego dnia zmartwychwstał"
6/ "Błogosławienie, którzy nie widzieli, a uwierzyli"
Oddech umarłych
1/ W cieniu piramid i grobowców
2/ Śmierć a Afryce Podzwrotnikowej: proces inicjacji
3/ Tunel światła
Od strachu do akceptacji
1/ "Mądry ten, który umie patrzeć w nieskończoność"
2/ Śmierć: ostatni wróg do pokonania
3/ "Prawda was wyzwoli"
4/ Zapoznać się ze śmiercią we właściwym czasie
5/ Dobroczynny kryzys depresji
Najbardziej wolny akt ludzkiego życia
1/ Pochowani w pozycji płodu, gotowi do powtórnych narodzin
2/ Umieranie jako akt osobisty
3/ Teoria "ostatecznje opcji"
4/ Czy wszyscy zostaną ocaleni?
5/ Spotkanie dwóch wolności
6/ Konfrontacja z miłością Boga
Ostatnie narodziny
1/ "Z wnętrza ziemi na łono nieba"
2/ "Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?"
3/ "Przekształci nasze ciała poniżone w podobne do swego..."
4/ "Jeśli kotoś nie narodzi się powtórnie"
5/ Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze?"
Zakończenie
1/ "Racje serca" w obliczu śmierci
2/ Poprawić życie, przywłaszczając sobie śmierć
3/ Dług wdzięczności wobec Adama
4/ "Obym mógł kiedyś umierać śmiercią sprawiedliwych"
Fragment tekstu
MÓJ PIERWSZY KONTAKT ZE ŚMIERCIĄ
Chociaż nigdy nie poznałem dziadka ze strony ojca, jakaś jego część żyła w mojej rodzinie, jako obecność człowieka sprawiedliwego, zamordowanego przez młodzieńca, któremu na wszelkie sposoby starał się pomóc, dając mu nawet możliwość zamieszkania w jego domu .
Dziadek Giovanni zmarł przebaczając i zachęcając swoich bliskich do puszczenia w niepamięć zła, którego stali się ofiarami. Babcia Maria, którą wdowieństwo obdarzyło dojrzałością, wraz z moimi rodzicami była moją pierwszą duchową przyjaciółką. To ona wprowadziła mnie w życie, ukazując mi pogodne oblicze śmierci. Opowiadane przez nią historie mówiły o Bogu, przebaczającym, ale i sprawiedliwym Ojcu: On daje nam wiele, ale również wiele od nas wymaga. Nie można stanąć przed nim z pustymi dłońmi. On woła nas do siebie, każąc nam kroczyć po trudnych i krętych ścieżkach: potrzebne są do tego dobre buty i żelazna rózga, "aby móc się podeprzeć podczas nieuniknionej wędrówki".
Pamiętam, iż kochałem babcię uczuciem dziecka bezwarunkowo zawierzającego osobie, która w jego oczach jest silna i jednocześnie łagodna, wyrozumiała i wymagająca, pełna surowości złagodzonej wieloma cierpieniami, na które nigdy nie narzekała.
Miałem dziesięć lat kiedy w dramatyczny i wyrazisty sposób otrzymałem od niej wielki i nieoczekiwany dar. Był to dzień Środy Popielcowej. Babcia przywołała mnie do siebie, kazała mi usiąść przy kominku na swoim taborecie i wyjaśniła znaczenie obrzędu posypania popiołem: "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz... Nie bój się śmierci. Pewnego dnia zostaniesz księdzem i będziesz pomagał ludziom właściwie umierać. Mam osiemdziesiąt dwa lata, sama niedługo umrę. Pomóż mi przygotować się do tego kroku. Idź do kościoła i powiedz księdzu Iginio, aby sypnął dużo popiołu na twoją głowę. I słuchaj uważnie słów, które wypowie. Potem przyjdź do domu i połóż na mojej głowie szczyptę z własnego popiołu, powtarzając słowa księdza".
Dwa razy podszedłem do kapłana, aby mieć pewność, iż posiadam wystarczającą ilość popiołu. Potem pobiegłem do domu, przyciskając dłoń do moich długich jasnych włosów. Podczas tego biegu byłem eksplozją życia, które niosło przesłanie śmierci. Oparłem moje czoło o czoło babci i przechylając głowę, wyraźnie wypowiedziałem te słowa: Memento homo quia pulvis es.
Bracia i kuzyni zawołali mnie, abym pobawił się z nimi na podwórku, moje myśli jednak utkwione były na dwóch przesłaniach otrzymanych od babci: miałem zostać księdzem i patrzeć ze spokojem na śmierć. Przerwałem zabawę, aby udać się w moje ulubione miejsce, nad źródło i tam wszystko przemyśleć.
Pomiędzy kamieniami pieniła się woda, wytryskując silnym strumieniem. Niedaleko za kanałem zaczynała swoją pracę, obracając koła młynów i ubijaków.
Zostać księdzem... Myśl ta nawet mi się podobała, odprawianie mszy każdego dnia wydawało mi się dosyć interesującym zajęciem. Ale ja wiedziałem, iż nie byłem święty... Wróciłem do babci, aby powiedzieć jej, iż chciałbym zaprowadzić ją do źródła, zanim umrze. "Źródło - powiedziała babcia - to życie. Ty jesteś życiem. Ja już swoje zakończyłam. Teraz czekam tylko na chwilę, kiedy Pan opuści kosz: ja włożę do niego moje kruche kości, a On wciągnie mnie do góry". "Jak mogę zostać księdzem, skoro tak łatwo popadam w złość?". "O tak, jesteś impulsywny, ale umiesz się modlić, jesteś posłuszny i kochasz ludzi. Reszty dokona Pan".
Babcia żyła jeszcze jedenaście miesięcy: to ona była moim pierwszym seminarium. Pogłębiała to, co o wierze wspominali matka i ojciec. Kiedy było z nią już bardzo źle, bez narzekania brała mnie za rękę, aby w ciszy wyrazić to, czego nie była już w stanie powiedzieć i aby otrzymać ode mnie siłę, która pozwoliłaby jej biec ku swojemu nowemu życiu. Życie i śmierć. Wytryskujące źródło i ciężki oddech brzemienny w nadzieję.
Pragnę prowadzić cię
za rękę,
babciu,
aż do śmierci,
jak przyjaciel,
który skacze wraz z tobą
po kamieniach rzecznych.
Ciężki oddech i szmer wody.
Słowa nowe,
podskoki nowe
w kierunku źródła.
Mewy czarne,
mewy białe,
majestatyczne w locie,
jednakowo dążące
do tego samego kresu:
by zatracić się w słońcu.
Kiedy nadszedł jej ostatni dzień, powiedziała mi, abym ukląkł przy jej łóżku, po czym nakreśliła znak krzyża na moim czole i wyszeptała: "Pamiętaj o mnie, kiedy będziesz odprawiał swoją pierwszą mszę".
Kiedy wróciłem ze szkoły, ojciec wyszedł mi naprzeciw, objął mnie i powiedział: "Teraz babcia jest już z Jezusem. Nałożyliśmy jej piękne buty... pamiętasz?, nie chciała iść do raju w papciach. A jej ostatnie słowa brzmiały: "Powiedz Valentino, aby pamiętał o mnie podczas swojej pierwszej mszy"" .
Podszedłem do łóżka babci. Sprawdziłem, czy buty naprawdę były nowe, żeby nie zniszczyły się, zanim dotrze do bram raju. Spojrzałem na jej laskę, stojącą w rogu: mogła jej jeszcze potrzebować, aby podeprzeć się na ścieżce, którą wielokrotnie opisywała jako stromą i kamienistą: ścieżka prowadząca do "wąskiej bramy"... Położyłem ją na łóżku. Pomyślałem o źródle i wybuchnąłem płaczem, wzywając babcię. "Pocałuj ją", powiedział tato. Później wyprowadził mnie z pokoju.
Kiedy wiele lat po jej odejściu musiałem stawić czoła poważnym kryzysom wiary, siłę do wytrwania przy mojej decyzji dawało mi - bardziej niż opinia przewodnika duchowego czy rektora seminarium -przekonanie, iż babcia, przewidując w chwili śmierci moją przyszłość, nie mogła się przecież mylić.