ks. Stanisław Kowalik
Humoreski z morałem
Kategoria opowiadania esejeWydawnictwo Text
ISBN 83-86050-42-X
152 strony
format 160x240 mm
oprawa miękka
wydane Myślenice 1998 r.
nr kat. Rhema 10925
Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!
Nakład wyczerpany!
Pokaż koszyk
Spis treści
Franek ma kupca na buty
Obrona przed sekciarzami
Spełnione marzenie teściowej
Pogrzeb dziedziczki
Król i pleban
Zygmunt III Waza i szlachcic
Zloty kielich i dwa pogrzeby
Panie Jezu, czy też Ciebie bolą zęby?
Pan Jezus jedzie do chorego
Synowa w sądzie
Teściowa i zegar
Ks. wikary kupił rower
Pan Jezus też zapłakał
Jak Jasiek kupował kosule i gacie
Fauna i flora
Antyradar Aniołem Stróżem
Która gorsza
Chcieli być białymi
Dlaczego lewa noga boli
Kto bardziej kocha cara
Jak podzielić gęś?
Jak Michał oduczył swoją żonę plotkarstwa
Klęska diabla
Baba chciała spowiadać
Jak Kaśka nie chciała być dziewicą
Skutki kłamstwa i oszustwa
Jak Kulczycki przekradał się z Wiednia do obozu
księcia Karola
Szlachcic prosi papieża o rozwód
Komedia z diabłem Mefisto
Jak oszukać księdza proboszcza
Zrzucony krzyż
Fragment tekstu
(...)
FRANEK MA KUPCA NA BUTY
Franek pewnego razu skarżył się koledze, że go noga boli i nie może chodzić, a i słabo widzi. Kolega mówi doń:
- Franek, ty nie żartuj, ino idź do lekarza, bo może to cukrzyca?
Franek się zastanowił, że jakby to była cukrzyca, to nie ma żartów. Posłuchał kolegi, pojechał na klinikę do Krakowa, tam porobili mu różne badania, brali krew do probówek. Po kilku dniach lekarze ze smutkiem stwierdzili, że badania wypadły źle: okazało się, że Franek ma już cukrzycę w wysokim stopniu rozwiniętą, skutkiem zaniedbania oraz nieodpowiedniej diety. Bo też Franek tłusto lubił sobie jeść. Podgardle i inne specjały z zabitego wieprzka nie schodziły u niego ze stołu, a i "gorzołeckę" też lubił. Czasem mu podskoczyło ciśnienie, ale zażył jakiś lek i przechodziło, i dalej żył.
Przepisano mu w szpitalu różne lekarstwa, tak na próbę, czy cukrzyca się cofnie oraz zalecono odpowiednią dietę, z tego powodu Franek stale się trzymał za brzuch i biadolił, że głodny. Po lekarstwach i diecie trochę się Frankowi poprawiło, ale nie na długo, bo jak wrócił do domu, to jadł znowu tłuściutko ze słoninką, boczkiem a i słodzić lubił, toteż zdrowie znów mu się pogorszyło. Zaczął gorzej widzieć, nogi mu się jakoś plątały i miał zawroty głowy. Franek znów pojechał do szpitala.
Jak mu się tam poprawiło, to z radości kupił sobie nowe buty, z których się ogromnie cieszył, przymierzał je, chodził a spoglądał na nie i chwalił się nimi.
Ale nastąpiły znów badania, znów dietetyczna głodówka, powiedziano mu, że musi się udać na leczenie do szpitala. No trudno, myśli Franek, zdrowie trzeba jakoś ratować. Obuł nowe buty, ubrał się i żona go zawiozła na klinikę do Krakowa. Po paru dniach leżenia zdrowie nic się nie poprawiało. Po badaniach lekarze zapytali go wprost:
- "Franek, czy chcesz żyć?"
- No, któż by chciał umierać? W domu żona, gromadka dzieci.
- No to, Franku, nie ma innej rady tylko trzeba nogę odciąć poniżej kolana. Czy się na to godzisz? Bo w przeciwnym razie przyjdzie ogólne zakażenie organizmu i umrzesz.
Zapłakał Franek nad swą dolą, ale że był pogodnego usposobienia, powiedział lekarzom, że zgadza się na obcięcie nogi, bo chociaż utną mu jedną nogę, to przecież ma drugą, a w miejsce obciętej doprawią protezę i będzie znów chodził. Nawet zażartował, że byłoby gorzej gdyby mu chcieli głowę odciąć. Ale na jedną nogę - to się zgadza. I zaczął się cieszyć, że będzie jeszcze żył. A noga codziennie coraz bardziej go bolała, tak, że już sam prosił o jak najszybszą operację.
Strona redakcyjna
Copyright ks. Stanisław Kowalik
Korekta:
Zespół
Redakcja techniczna:
Zdzisława Niwińska
Projekt okładki oraz szata graficzna:
Adam Hanuszkiewicz
ISBN: 83-86050-42-X
Kraków 1998
Wyd. I.
Druk: Drukarnia GS s.c. w Krakowie