Tim Guenard

Silniejszy od nienawiści

Kategoria  pamiętniki wspomnienia

Wydawnictwo Znak
Cena 29.90 zł

ISBN 978-83-240-1121-6
243 strony
format 130x190x14 mm
oprawa miękka
wydane Kraków 2009
waga 0.252 kg
nr kat. Rhema 09444

Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!

Nakład wyczerpany!



Pokaż koszyk

Notka

Wstrząsająca autobiografia człowieka, który umiał wyzwolić się z zaklętego kręgu nienawiści i przemocy. Katowany przez ojca, trafił do domu poprawczego, a potem - mając kilkanaście lat - żył na ulicy. Mimo to, dzięki własnemu uporowi i pomocy ludzi związanych z Arką Jeana Vaniera całkowicie zmienił swoje życie.

Spis treści

Słowo wstępne
Przedmowa

Trzy lata. Porzucony w rowie
Cztery lata. W psiej budzie
Pięć i sześć lat. Cisza. Szpital
Siedem lat. Na targu sierot
Osiem lat. Więzienie wariatów
Dziewięć lat. Pazury żywicielki
Dziesięć lat. Szczęście w płomieniach
Jedenaście lat. W poprawczaku. Oddział twardzieli
Dwanaście lat. Ucieczka i obrzydzenie
Trzynaście lat. Jak obrobić prostytutkę
Czternaście lat. Żigolak na Montparnassie
Na peronie. Mój starszy brat zwija manele
Piętnaście lat. Dookoła świata z panem Leonem
Wielka ucieczka
Stary człowiek i śmierć
List otwarty do mojego ojca, prezydenta Francji
Uczeń rzeźbiarza maszkaronów
Szesnaście lat. Taniec z pięściami
Osiemnaście lat. Odkrycie istot pozaziemskich
Mały ksiądz na stalowym rumaku
Elektrowstrząs przebaczenia
Dwadzieścia jeden lat. Mój pierwszy prezent urodzinowy
Moi przyjaciele ze świata cierpienia
Druhny Pana Boga
Dwadzieścia dwa lata. Dziewczyna z domu szczęścia
Dwadzieścia trzy lata. Ślub syna marnotrawnego
Dwadzieścia cztery lata. W Lourdes, w rękach Marii
Siedemdziesiąt siedem razy

Wstęp

PRZEDMOWA

Moje życie jest równie pokiereszowane jak moja twarz.

Choćby mój nos. Złamany dwadzieścia siedem razy. Dwadzieścia trzy złamania to sprawa boksu; cztery - dzieło mojego ojca.

Najbardziej brutalne razy dostałem od tego, który powinien wziąć mnie za rękę i powiedzieć: "kocham cię".

Był Irokezem. Kiedy opuściła go moja matka, trucizna alkoholu sprawiła, że oszalał. Stłukł mnie na śmierć, jeszcze zanim życie rozpoczęło zabawę w masakrę.

Przeżyłem tylko dzięki trzem marzeniom: że mnie wyrzucą z poprawczaka, gdzie mnie umieszczono - wyczyn, którego do tej pory nikomu nie udało się osiągnąć; że zostanę szefem bandy; że zabiję ojca.

Marzenia zrealizowałem. Trzeciego nie. A mało brakowało...

Całe lata żyłem dzięki pragnieniu zemsty.

W więzieniu mej nienawiści odwiedziły mnie osoby przesiąknięte miłością i sprawiły, że w moim sercu padłem na kolana. Życie zawdzięczam tym, których odrzuca nasze społeczeństwo, tym połamanym, pokręconym, niepełnosprawnym, "nienormalnym". Zawdzięczam im wspaniałą lekcję miłości. Dedykuję im tę książkę. Pozwolili mi się odrodzić.

Niespodziewane spotkanie z miłością odmieniło moje życie.

Dzisiaj mieszkam w dużym, jasnym domu w pobliżu Lourdes, z Martine, moją żoną, i églantine, Lionelem, Kateri i Timothée, naszymi dziećmi. A także z kilkoma przyjezdnymi, z osobami, które zatrzymują się u nas przed wyruszeniem w dalszą drogę.

Dzisiaj rano postawiłem ule na zboczu góry. Jutro przeniosę je gdzie indziej, do innych kwiatów, innych zapachów. Rozkoszuję się ciszą wzgórz, które niosą mnie w galopie po horyzont.

Wokół mnie lata pszczoła, brzęczy przy mojej twarzy, wraca do kwiatka, już ciężka od pyłku. Jej życie przypomina partyturę. Wygrywa nuty swojego dziedzictwa, wiekowych nakazów przekazywanych przez kod genetyczny. Pszczoła, jak każde zwierzę, nie może zmienić zaprogramowanego zachowania.

A człowiek, owszem, tak.

Człowiek może wstrząsnąć swoim życiem na dobre i na złe.

Ja, syn alkoholika, porzucone dziecko, podłożyłem nogę losowi. Genetyce kazałem skłamać. I z tego jestem dumny.

Mam na imię Philippe, ale mówią na mnie Tim, ponieważ moje irokeskie imię brzmi Timidy. Oznacza "pana koni". Moja zraniona pamięć była trudniejsza do okiełznania niż dziki koń czystej krwi.

Guénard można tłumaczyć jako "silnego w nadziei". Zawsze wierzyłem w cud. Nadziei, której mi nie zabrakło nawet podczas najczarniejszej nocy, pragnę dziś dla innych.

Po moich indiańskich przodkach odziedziczyłem brak lęku przestrzeni. Obawiam się jednej tylko przepaści, tej najbardziej przerażającej, nienawiści do samego siebie.

Boję się tylko tego, że nie będę dość mocno kochał.

Żeby być mężczyzną, trzeba mieć jaja. Żeby być człowiekiem miłości, trzeba mieć jeszcze większe.

Po latach walki zakopałem topór wojenny w zmaganiach z ojcem, z samym sobą i ze swoją przeszłością.

Zdarza się mi usiąść za kierownicą mojej furgonetki i jechać, by odpowiadając na czyjeś zaproszenie, opowiedzieć coś z mojego chaotycznego życia. Jeżdżę do pobliskich miejscowości albo gdzieś dalej, jeżdżę po całej Francji lub za granicę, do szkół i więzień, kościołów i sądów, bywam na stadionach i placach publicznych...

Niosę świadectwo, że przebaczenie jest aktem najtrudniejszym. Najbardziej godnym człowieka. Moją najpiękniejszą walką.



Miłość jest moim ostatnim uderzeniem pięści.

Teraz wszedłem na ścieżkę pokoju.

 

Powrót