Włodzimierz Fijałkowski
U progu rodzicielstwa
Kategoria rodzina, rodziceWrocławska Księgarnia Archidiecezjalna
ISBN 83-88301-22-5
191 stron
format 100x190x11 mm
oprawa miękka
wydane Wrocław 2003 r.
w sprzedaży od 10.11.2008
waga 0.148 kg
nr kat. Rhema 07150
Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!
Dodaj do koszykaPokaż koszyk
Notka
Profesor ginekologii i położnictwa Włodzimierz Fijałkowski jest autorem książek, artykułów reprezentujących ekologiczny nurt odnowy rodziny np. Dar rodzenia, Ku afirmacji życia. Niniejsza książka nawiązuje do spychanych często na margines prawd, że rodzinę można budować tylko i wyłącznie na zaufaniu,
tolerancji, miłości; obejmuje ponadto problemy związane z planowaniem poczęć, przeżywaniem 9 miesięcznego okresu rozwoju dziecka w łonie matki, przygotowaniem do naturalnego porodu, porodem z udziałem ojca i połogiem. Autorowi obca jest dyrektywna forma przekazu, toteż wiele sformułowań powstało we współpracy z uczestnikami zajęć w Szkole Rodzenia. Aby zachować osobowe odniesienie do czytelników, zwraca się do Moniki i Marka, którzy symbolizują wszystkie pary rodzicielskie.
Fragment tekstu
(...)
GROŹNE WYPRZEDZANIE
Jakkolwiek nie jest to reguła, częściej zdarza się, że kobieta wyprzedza swego męża nie nadążającego za jej pragnieniem zrealizowania się w macierzyństwie. Wiele kobiet wyobraża sobie, że wymuszenie zgody męża wystarcza, żeby pójść za głosem silnie odczuwanej potrzeby. Kobiety te nie dostrzegają zagrożenia dysharmonią w dalszym rozwoju oddziaływań wychowawczych, które powinny pochodzić od obojga rodziców i być jak najbardziej ze sobą zgrane.
Bywa, że owa dysharmonią zaznacza się już w związku z poczęciem pierwszego dziecka. Sytuacja ta przemawia za tym, że u potencjalnego ojca nie nastąpiło jeszcze przeobrażenie mężczyzny w męża. Okazuje się, że wielu chłopców dojrzewa w swych rodzinach do wstąpienia w związek małżeński niedostatecznie, a skutki tego ponosi nie tylko mężczyzna, ale i kobieta, nieświadoma zresztą swego zagrożenia. Dopiero gdy nastąpi przeobrażenie mężczyzny w męża, otwiera się przed małżonkami perspektywa harmonijnego przeżywania rodzicielstwa.
Wyprzedzenie męża w pragnieniach powiększenia liczby dzieci, a przynajmniej w gotowości przyjęcia poczętego już dziecka, niesie z sobą poważne ryzyko z uwagi na charakterystyczną dla wielu mężczyzn słabość w postaci poczucia zagrożenia i niskiego progu frustracji, występujących jakby wybiórczo, w związku z nie zamierzonym poczęciem kolejnego dziecka. Ilustracją tego zjawiska może być list czytelniczki, pani Grażyny S.,
skierowany do redakcji miesięcznika "Twoje Dziecko". Oto fragment listu:
"...Jestem matką trójki dzieci w wieku 4,5, 2,5 oraz 1,5 roku. Mam 26 lat i 5-letni staż małżeński. Bardzo kocham dzieci i życie rodzinne, jestem wrażliwa i uczuciowa, ale chyba zbyt mało odpowiedzialna w zakresie świadomego macierzyństwa. Mój mąż jest moim pierwszym mężczyzną. Ślub wzięliśmy zaledwie po półrocznej znajomości, ponieważ byłam w ciąży. Wtedy jeszcze nic nie wiedziałam o regulacji poczęć. Dwoje następnych dzieci urodziło się także jako nie planowane, ale ja byłam bardzo szczęśliwa. Dopiero po urodzeniu tego trzeciego dziecka zetknęłam się z artykułami na temat planowania rodziny i kupiłam książkę o naturalnym rytmie płodności i niepłodności. Mąż nie chciał mieć więcej dzieci. Nawet to trzecie, które teraz tak bardzo kocha, było przez niego nie chciane. Właśnie podczas trzeciej ciąży zaczął dużo pić, w domu były awantury, musiałam się leczyć u psychiatry. Po porodzie niewiele się zmieniło. Dopiero wystąpienie u mnie kilku ataków nerwowych z utratą przytomności tak odmieniło męża, że przestał pić i zmienił pracę. Nasze życie rodzinne poprawiło się, mąż wykazywał dużo troski o dzieci i o mnie. Po trzecim porodzie zaczęłam stosować metodę objawowo-termiczną. Przyznam, że nie byłam zbyt dokładna w prowadzeniu obserwacji.
Po 10. miesiącach znowu zaszłam w ciążę. W domu atmosfera znów stała się napięta. Mąż nie chciał tego dziecka, ponownie zaczął pić, zażądał kategorycznie usunięcia ciąży. Bałam się, ale bardzo bałam się też pijanego męża. (...)