s. Faustyna Kowalska

Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej oprawa miękka

Kategoria  biografie

Wydawnictwo Księży Marianów
Cena 35.00 zł

ISBN 978-83-7502-455-5
523 strony
format 140x210x31 mm
oprawa miękka
wydane Warszawa 2002 r.
waga 0.554 kg
nr kat. Rhema 01449

Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!

Pozycja archiwalna.

Zadzwoń i zamów

Zamów przez e-mail

Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.


Pokaż koszyk

Wstęp

OD WYDAWNICTWA
"Powiedz zbolałej ludzkości, niech się przytuli do miłosiernego Serca mojego, a Ja ją napełnię pokojem." Słowa te skierował do siostry Faustyny Jezus Chrystus, Zbawiciel.
Ludzkość w swej historii przebyła różne okresy znaczone hasłami postępu i cywilizacji, wolności i rozumu, ekspansji i pogardy. Żaden z nich nie sprawdził się do końca. Żaden z nich bowiem nie uwzględnił wystarczająco, a często bezwzględnie rugował, ducha Ewangelii - ducha Prawdy i Miłości.
"Teraz jest czas miłosierdzia". Cóż więcej może ofiarować Ten, który ofiarował już wszystko? Miłosierdzie bez granic, to dla nas, ludzi, nadzwyczajny przejaw Bożej miłości. O miłość tę nie trzeba się dopraszać, nie trzeba o nią walczyć. Ona jest, ona ogarnia wszystkich, cały świat. Trzeba tylko powiedzieć: ufam Tobie. Trzeba tylko zawierzyć - choć trochę.
Siostra Maria Faustyna Kowalska. To ona, skromna zakonnica, została wybrana do ogłoszenia Bożego miłosierdzia, podobnie jak dzieci z La Salette, Lourdes, Fatimy były orędownikami poleceń Matki Bożej. Jej Dzienniczek jest przejmującym zapisem wzlotów i ciemności duszy, jest świadectwem wiary trudnej i niezłomnej. Jest on przede wszystkim świadectwem ostatecznego zawierzenia w nieskończone miłosierdzie Chrystusa.
Nie pozostało ono tylko obietnicą - świadczą o tym tysiące otrzymanych łask, tysiące ludzi pocieszonych, nawróconych. Nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia w ciągu kilkudziesięciu lat stało się znane na wszystkich kontynentach, stało się nadzieją dla wszystkich zagubionych w chaosie współczesnego świata. Nie można pozostać obojętnym wobec tej wielkiej szansy.
W 1968 roku został rozpoczęty w Rzymie proces beatyfikacyjny Sługi Bożej siostry Faustyny Kowalskiej. 18 kwietnia 1993 roku ogłoszono ją błogosławioną.
Po zakończeniu procesu kanonizacyjnego dnia 30 kwietnia 2000 roku w Rzymie, w niedzielę Miłosierdzia Bożego, została zaliczona w poczet świętych.
Wydawnictwo Księży Marianów, pragnąc uczestniczyć duchowo w tym doniosłym akcie, oddaje do rąk Czytelników Dzienniczek siostry Faustyny. Mamy nadzieję, że będzie on nie tylko wyrazem czci i pamięci, ale także wskaże, jak kochać, słuchać i prosić Boga miłosiernego.(...)

Fragment tekstu

(...)

Dziś doznałam wielkiego cierpienia w chwili odwiedzin przez nasze siostry. Dowiedziałam się o pewnej rzeczy, która mi bardzo zraniła serce, jednak opanowałam się tak, że siostry wcale nie zauważyły. Ból ten rozdzierał mi serce przez dłuższą chwilę, ale to wszystko za biednych grzeszników... O Jezu, za biednych grzeszników... Jezu, Siło moja, bądź przy mnie, wspomóż mnie...
(248)
10 I 1937. Dziś prosiłam Pana, aby mi udzielił siły z rana, bym mogła pójść do Komunii św. Mistrzu mój, proszę Cię z całego spragnionego serca swego, jeżeli jest zgodne z wolą Twoją świętą, to daj mi, jakie Ci się podoba, cierpienie i słabości, ja pragnę cierpieć przez dzień i noc całą, ale Cię proszę gorąco, wzmocnij mnie na ten moment, w którym mam przystąpić do Komunii św. Widzisz, Jezu, że nie przynoszą chorym Komunii św., a więc jeżeli mnie nie wzmocnisz na ten moment, żebym mogła zejść do kaplicy, jakże Cię przyjmę w Tajemnicy Miłości - a wiesz, jak tęskni serce moje za Tobą. O słodki Oblubieńcze mój, po cóż tyle wywodów, Ty wiesz, jak Cię gorąco pragnę, a jeżeli zechcesz, możesz mi to uczynić. - Na drugi dzień rano uczułam się jakobym była najzupełniej zdrowa, już nie przychodziły mi te omdlenia i słabości. Jednak jak wróciłam z kaplicy, te wszystkie cierpienia i słabości wracały zaraz, jakoby na mnie czekały, jednak nie lękałam się ich
(249) wcale, ponieważ posilałam się Chlebem mocnych. Śmiało patrzę na wszystko, nawet samej śmierci w oczy.
+ O Jezu utajony w Hostii, słodki Mistrzu mój i wierny Przyjacielu, o, jak szczęśliwa dusza moja, że mam takiego przyjaciela, który mi zawsze dotrzymuje swego towarzystwa, nie czuję się samotna, chociaż jestem w odosobnieniu. Jezu - Hostio, znamy się - to mi wystarcza.
12 I 1937. Dziś, kiedy wszedł lekarz z wizytą, jakoś mu się nie podobałam. Naturalnie, byłam więcej cierpiąca i temperatura znacznie się podniosła. Naturalnie zadecydował, abym nie chodziła do Komunii św., aż temperatura zupełnie spadnie. Odpowiedziałam, że dobrze, chociaż ból mi ścisnął serce, ale powiedziałam, że jak nie będę miała temperatury, to pójdę. Więc zgodził się na to. Kiedy odszedł lekarz, rzekłam do Pana: Jezu, teraz od Ciebie zależy, czy mam pójść czy nie, i wcale już o tym nie myślałam, chociaż co chwila przychodziła mi myśl: ja mam nie
(250) mieć Jezusa - nie, to niemożliwe - i to nie jeden raz, ale parę dni, aż spadnie temperatura. Ale wieczorem rzekłam do Pana: Jezu, jeżeli Ci są miłe moje
Komunie św., to proszę Cię pokornie, spraw, abym jutro nie miała rano ani jednej kreski gorączki. - Rano mierzę temperaturę i pomyślałam sobie: że jeżeli będzie chociaż jedna kreska, to już nie wstanę, ponieważ sprzeciwiałoby się to posłuszeństwu. Jednak wyjmuję termometr - i ani jednej kreski gorączki. Zerwałam się natychmiast i poszłam do Komunii św. Kiedy przyszedł lekarz i powiedziałam, że ani kreski nie miałam gorączki i poszłam do Komunii św. - zdziwił się, i prosiłam, aby mi nie utrudniał pójść do Komunii św., bo to ujemnie wpłynie na kurację. Lekarz odrzekł, że: Abym był w sumieniu spokojny i zarazem nie przeszkadzał siostrze, to się ułożymy tak: że kiedy będzie ładnie, nie będzie padać i siostra będzie się dobrze czuć, no to proszę chodzić, ale niech siostra w sumieniu na to uważa. - Ucieszyłam się tym, że jest lekarz tak względny
(251) dla mnie. Widzisz, Jezu, co do mnie należało, już zrobiłam, teraz liczę na Ciebie i jestem zupełnie spokojna.
Dziś widziałam, jak ojciec Andrasz odprawiał mszę św.; przed 879 podniesieniem ujrzałam maleńkiego Jezusa, który był bardzo rozradowany, z rączętami wyciągniętymi, i po chwili już nic nie widziałam. Byłam w swojej separatce i w dalszym ciągu odprawiałam dziękczynienie. Jednak później pomyślałam sobie: czemuż Dziecię Jezus było tak wesołe? Przecież nie zawsze jest tak wesołe, jak widzę. Wtem usłyszałam te słowa wewnątrz: Bo dobrze mi jest w sercu jego. I nie zdziwiło mnie to wcale, bo wiem, że bardzo kocha Jezusa.
Łączność moja z konającymi jest w dalszym ciągu tak ścisła. O, jak niepojęte jest miłosierdzie Boże, że mi Pan pozwala przychodzić z pomocą, swoją niegodną modlitwą, konającym. O ile tylko mogę, staram się być przy każdym konającym. Ufajcie Bogu, bo dobry i niepojęty jest, miłosierdzie Jego przechodzi pojęcie nasze.
(252) 14 I 1937. Dziś wszedł Jezus do separatki w szacie jasnej, przepasany złotym pasem; wielki majestat bił od całej postaci Jego i powiedział: Córko moja, czemuż się. oddajesz myślom trwożliwym? - Odpowiedziałam: O Panie, Ty wiesz czemu. - I rzekł mi: Czemu? - Dzieło to trwoży mnie, Ty wiesz, że jestem do spełnienia go niezdolna. - I rzekł mi: Czemu? - Widzisz, jestem niezdrowa, nie mam wykształcenia, nie mam pieniędzy, jestem przepaścią nędzy, boję się obcować z ludźmi. Jezu, ja Ciebie tylko pragnę, Ty możesz mnie uwolnić od tego. - I powiedział mi Pan: Córko moja, coś powiedziała, prawdą jest. Jesteś bardzo nędzną, i spodobało mi się przeprowadzić dzieło miłosierdzia właśnie przez ciebie, która jesteś nędzą samą. Nie bój się, nie pozostawię cię samą.(...)

 

Powrót