Jose Luis M Descalzo

Dlaczego warto kochać?

Kategoria  psychologia

Wydawnictwo eSPe
Cena 31.40 zł

ISBN 83-89645-46-7
242 strony
format 130x200 mm
oprawa miękka
wydane Kraków 2000 r.
waga 0.347 kg
nr kat. Rhema 01417

Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!

Nakład wyczerpany!



Pokaż koszyk

Notka

Książka jest refleksją nad różnymi obliczami miłości - siły, która wszystko zwycięża. Jest wiele dróg do miłości dojrzałej i mądrej. Każdy człowiek pragnie być kochany i każdy ma własny sposób wyrażania swej miłości. Jednak miłość zawsze idzie w parze z pytaniami, na które sami nie potrafimy sobie odpowiedzieć. Być może znajdziemy na nie odpowiedź właśnie w książce Dlaczego warto kochać?...

Spis treści

WSTĘP
1 Cud każdej środy
2 Nikt nie jest samotną wyspą
3 Filary świata
4 Anna Magdalena
5 Zielone przestrzenie
6 Lornetka Jana XXIII
7 Czynne współczucie
8 Wierzyć z pasją
9 Topielec na plaży
10 Wykład na temat małżeństwa
11 Czas inkwizytorów
12 Szczęśliwi księża
13 Żywcem do nieba
14 Anioł z autobusu
15 Śmiech Łazarza
16 Zapiski na temat przyjaźni
17 Zapiski na temat wolności
18 Okowy strachu
19 Cień Bucefała
20 Trzech kamieniarzy
21 Bomba w kolebce pokoju
22 Jak świeżo poślubiona panna młoda
23 Kolor komeżki
24 Zmienianie świata
25 Bagażowy

Wstęp

Kiedy cztery lata temu wdałem się w przygodę pisania " dlaczego warto... ", nie zdawałem sobie sprawy z tego, co będzie ona dla mnie oznaczać. To zdumiewające: któregoś dnia wypuszczasz pisklę spod skrzydła i nagle okazuje się, że ono samo wije już gniazdo w tysiącach serc. A pierwszym, którego ogarnia zdumienie, jest sam autor. Bo to, co na początku miało być tylko zwyczajną serią przypadkowych, luźno ze sobą powiązanych artykułów, zaczęło się dla mnie stawać wewnętrznym autoportretem, a dla wielu - towarzyszem drogi życia. I właśnie odkrycie tych, którzy z upodobaniem szli wraz ze mną, kazało mi zebrać owe pierwsze impresje w książkę Dlaczego warto mieć nadzieję?, która została przyjęta przez Czytelników tak niezwykle życzliwie, że nie tylko wyczerpane zostały kolejne wydania, ale ja sam zasypany zostałem dowodami ich sympatii.
Sympatia ta spowodowała, że zdecydowałem się na kontynuację. I tak powstała książka Dlaczego warto się radować?, której przyjęcie i nakłady miały takie samo tajemnicze szczęście, co jej poprzedniczka.
Po wydaniu drugiego tomu przyrzekłem sobie, że na tym zakończy się ta seria. Ale nalegania wydawców spowodowały, iż przejrzałem opublikowane tomy i odkryłem w nich wiele luk: tematy, których nawet nie musnąłem, argumenty, których nie przytoczyłem,przede wszystkim zaś brakowało wielu podstawowych pojęć. Bo koniec końców nadzieję możemy mieć tylko wówczas, gdy wcześniej doświadczymy miłości. A radość jest tylko tej miłości ostatecznym owocem. Tak więc, aby wśród tych - choć na pozór nieuporządkowanych i przypadkowych -powodów, "dla których warto", znalazły się prawdziwe klucze mojej wizji świata, powinienem był dodać te podstawowe pojęcia, które nadają prawdziwy sens poprzednim dwóm książkom. Zdecydowałem się to zrobić w tym oto zeszycie zatytułowanym Dlaczego warto kochać?
Czytelnik poprzednich tomów zwróci zapewne uwagę na dwie nowości: podczas gdy poprzednie tomy stanowiły zbiór artykułów, które wcześniej ukazały się w ABC, wiele artykułów składających się na tę publikację zostało w całości przeredagowanych lub wręcz napisanych specjalnie na tę okazję, a więc wcześniej nie były nigdzie publikowane.
Druga innowacja jest bardziej wyraźna - w trzecim tomie dużo łatwiej zauważyć religijny charakter większości moich komentarzy, z prostego powodu: dwa pierwsze zeszyty pomyślane były bezpośrednio jako artykuły do gazety, dlatego, chociaż religijne spojrzenie obecne było zawsze w każdym z nich, wołałem ujmować poszczególne zagadnienia raczej w zwyczajny, ludzki sposób, tak, aby dotrzeć do każdego czytelnika. Bo przecież nie wszyscy, którzy sięgają po gazetę, są chrześcijanami.
Tym razem natomiast, ponieważ pisałem już z myślą o książce, poczułem się swobodniej i pozwoliłem mojemu sercu otwarcie mówić to, co naprawdę czuje. Skoro jestem chrześcijaninem, to jakże moje argumenty mają nie być chrześcijańskie? Jeśli ostateczna przyczyna mojej miłości, nadziei i radości tkwi w Bogu, to czy miałbym prawo - nawet nie tyle ukrywać ten fakt, czego, jak sądzę, nigdy nie zrobiłem - ale choćby pozostawić go w cieniu, na drugim planie?
Chcę przez to powiedzieć, że w tym tomie przekazuję to, co ostatecznie stanowi klucz mojego życia. Na przestrzeni lat marzyłem o wielu rzeczach. Teraz wiem, że zachowam życie wyłącznie dzięki miłości; że naprawdę żywe pozostaną tylko te fragmenty duszy, które zaangażuję
w miłość i pomoc bliźniemu. Ale zanim to odkryłem zmitrężyłem ponad pięćdziesiąt łat! Przez długi czas byłem przekonany, że moim "owocem " będą napisane przeze mnie liczne książki, otrzymane nagrody. Teraz wiem, że liczą się jedynie te wersy, które komuś w czymś pomogły, nauczyły, jak być szczęśliwym, jak rozumieć świat i mężnie stawić życiu czoła. Po długim krążeniu w kółko zrozumiałem w końcu to, co wiedziałem już wtedy, gdy ledwo umiałem chodzić.
Pozwólcie mi o tym opowiedzieć: cofając się we wspomnieniach i szukając najdawniejszych wydarzeń w moim życiu, widzę siebie, dwu- może trzylatka, jak biegnę długim, jasnym korytarzem mojego rodzinnego domu. Widzę jak biegnąc ciągnę za sobą pled, o który się potykam i na który co rusz się przewracam. "Kocyk, mama, kocyk" - mówiłem podobno. Rzecz w tym, że moja matka była chora, a ja, jako dziecko, myślałam, że wszystkie choroby leczy się ciepło okrywając chorego. Tak więc nie umiejąc jeszcze dobrze chodzić, ciągnąłem ten do niczego nie przydatny koc i być może przeczuwałem, że pomoc świadczona bliźniemu ma wartość nie tyle ze względu na skuteczność, ile ze względu na serce, jakie się w nią wkłada.
Pięćdziesiąt lat później zadaję sobie pytanie, czy aby całym naszym zadaniem, jako ludzi, nie jest w istocie okrywanie się nawzajem przed niepogodą. Dlatego to dziecko, którym jestem i byłem, napisało Dlaczego warto... Jeśli ta książka ogrzeje czyjeś serce, będę szczęśliwy. Bo wówczas będę wiedział, dlaczego warto żyć.

Fragment tekstu

(...)

Uśmiech zza muru

Raul Follerau opowiadał często wzruszającą historię: podczas odwiedzin w pewnym leprozorium na jednej z wysp Pacyfiku, wśród tak wielu martwych i zgaszonych twarzy zaskoczyła go obecność człowieka, który zachował jasne i błyszczące oczy, które jeszcze potrafiły się śmiać i rozjaśniały się w podzięce za wszystko, co mu ofiarowywano. Wśród tylu chodzących "trupów" tylko ten jeden człowiek zachował swoje człowieczeństwo. Kiedy Follerau zapytał, co tego nieszczęsnego trędowatego tak trzyma przy życiu, ktoś poradził mu, żeby zaobserwował, co robi każdego ranka. I okazało się, że tuż po wschodzie słońca człowiek ten wychodził na dziedziniec otaczający leprozorium, zasiadał naprzeciwko wysokiego cementowego muru otaczającego dziedziniec i tam czekał. Czekał, dopóki późnym rankiem za murem nie pojawi się na kilka sekund inna twarz, stara i pomarszczona, uśmiechnięta twarz kobiety. Wówczas mężczyzna odpowiadał uśmiechem na uśmiech. Potem twarz kobiety znikała, a mężczyzna dzięki tej iluminacji miał nowy zapas sił, by znieść kolejny dzień z nadzieją, że nazajutrz uśmiechnięta twarz powróci. Była to - jak wyja śnił mu później trędowaty - jego żona. Kiedy zabrali go z jego wsi i przenieśli do leprozorium, żona poszła za nim aż do najbliższe) wioski. I codziennie rano przychodziła, żeby nadal okazywać mu
swoją miłość. "Widując ją codziennie - tłumaczył trędowaty - wiem, że wciąż jeszcze żyję".
Nie przesadzał: żyć to wiedzieć, że ktoś nas kocha, czuć, że ktoś nas kocha. Dlatego mają rację psychologowie, kiedy mówią, że samobójcy targają się na swoje życie, kiedy są całkowiecie przekonani, że już nikt nigdy nie będzie ich kochał. Dopóki bowiem mamy kogoś u swojego boku, żaden problem nie jest problemem prawdziwym i naprawdę poważnym.
Dlatego nigdy nie znuży mnie powtarzanie, że samotność jest największym z nieszczęść, i że to, czego inni naprawdę od nas potrzebują, to nie jest nawet nasza pomoc, lecz nasza miłość. Dla chorego najlepszym lekarstwem jest miłe towarzystwo i uśmiech. Dla osób starszych nic nie jest taką pomocą jak chwila niespiesznej rozmowy i nieco wyrozumiałości dla ich dziwactw. Ubogi bardziej potrzebuje naszej miłości niż jałmużny. Dla bezrobotnego równie ważne jak wynagrodzenie, jakie otrzyma za swoją pracę, jest poczucie że jest osobą pracującą.
I, o dziwo, uśmiech - który jest najtańszą formą pomocy - to rzecz, jakiej najbardziej skąpimy. Dużo łatwiej jest dać biednemu dwa złote, niż dać mu je z miłością. Prościej jest też kupić dziadkowi prezent, niż ofiarować mu pół godziny przyjacielskiej pogawędki.
Dawanie bez miłości jest obraźliwe. Mówił o tym w strasznych, ale jakże prawdziwych słowach święty Wincenty a Paulo: "Pamiętaj, że będziesz potrzebował wiele miłości, aby ubodzy wybaczyli ci chleb, który im przynosisz". Lubimy mówić: "Jacyż oni niewdzięczni!" I nie zdajemy sobie sprawy, że oni znakomicie dostrzegają, kiedy dajemy bez miłości, aby mieć ich z głowy i uspokoić swoje sumienie. Dlatego postępuj ą logicznie nienawidząc naszej jałmużny, nienawidząc nas. Pomagając im, czynimy ich jeszcze uboższymi, bo dajemy im odczuć, do jakiego stopnia dla nas nie istnieją.
Wszystko wyglądałoby natomiast zupełnie inaczej, gdybyśmy zza Parkanu naszego życia, codziennie słali im uśmiech miłości!

(...)

Strona redakcyjna

Copyright by EDICIONES SIGUEME, Salamanca, 2000
Copyright by Redakcja eSPe, Kraków 2000

Redakcja
ks. Józef Tarnawski SP

Tłumaczenie Anna Sieprawska

Korekta
Anna Szwed-Śniadowska

Projekt okładki Marcin Prokop

Nihil obstat Za zezwoleniem Przełożonego Wyższego
Polskiej Prowincji Zakonu Pijarów,
L.dz. 256/2000 z dnia 11 września 2000
ks. Tadeusz Suślik SP, Prowincjał
Wydanie II Kraków 2003

ISBN 83-913380-5-3

Redakcja eSPe
31-457 Kraków, ul. Meissnera 20
tel. 012/411 28 51, fax 012/413 19 21,
e-mail: espe@pijarzy.pl www.pijarzy.pl/espe/

 

Powrót