ks. Stanisław Musiał
Czarne jest czarne
Kategoria popularnonaukoweWydawnictwo Literackie
ISBN 83-08-03408-X
173 strony
format 120x200 mm
oprawa miękka
wydane Kraków 2003 r.
waga 0.135 kg
nr kat. Rhema 00690
Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!
Pozycja archiwalna.
Zadzwoń i zamówZamów przez e-mail
Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.
Pokaż koszyk
Notka
"Prorok jest czasem nie zrozumiany, często odrzucany, a nawet zwalczany. Czasem nie ma racji lub grzeszy jednostronnością. Trudno, żeby nie miał racji o. Stanisław Musiał, gdy porusza problematykę żydowską: pisze jako człowiek Ewangelii, uczeń Jezusa, teolog Kościoła, odnosząc posoborowe nauczanie Stolicy Apostolskiej i papieża Jana Pawła II do polskiej sytuacji przełomu tysiącleci.
Polska potrzebuje proroków. Bez względu na to, czy zawsze i we wszystkim w stu procentach mają rację. Potrzebujemy takich, którzy nam odważnie powiedzą, że król jest nagi i że czarne nie jest białe, lecz czarne".
ze wstępu ks. Michała Czajkowskiego
Ks. STANISŁAW MUSIAŁ SJ - żarliwy w szukaniu prawdy, odważny polemista, wielki orędownik tolerancji i dialogu w stosunkach polsko-żydowskich. Za tekst Czarne jest czarne, w którym ostro wystąpił przeciw antysemityzmowi, otrzymał w 1998 roku pierwszego "polskiego Pulitzera" - nagrodę miesięcznika "Press".
Fragment tekstu
(...)
Zaciśnięte pięści przeciw
Przed kilkoma dniami na żwirowisku, nieopodal byłego obozu w Auschwitz, stanął drugi krzyż, tym razem trzymetrowej wysokości. Stanął on obok pierwszego krzyża - siedmiometrowego - postawionego dziesięć lat wcześniej przez "nieznanych sprawców" pod osłoną nocy. Ów drugi krzyż postawili przy świetle dziennym sprawcy znani, którzy sami nagłośnili swój wyczyn w środkach przekazu.
Niegodna zabawa w krzyże w Auschwitz trwa. Nie chodzi tutaj, oczywiście, ani o Pana Boga, ani o uczczenie pamięci ofiar pomordowanych w Auschwitz. Przez blisko czterdzieści pięć lat po wojnie miejscem tym nie interesowali się bowiem żadni katolicy i żadni patrioci. Porastała je wysoka trawa.
Kto powinien tę zabawę przerwać? Jest w tym kraju Instancja, która z racji swego powołania powinna położyć kres owej szermierce na krzyże w Auschwitz. Wszystko jednak wskazuje na to, że owa Instancja włożyła głowę w piasek i - co gorsza - chce, żeby opinia publiczna w kraju i na świecie uznała ten gest milczenia za przejaw cnoty roztropności i obywatelskiej rozwagi.
* Tekst ukazał się w "Tygodniku Powszechnym" noszącym datę niedzieli 9 sierpnia 1998 roku, faktycznie jednak będącym w sprzedaży jak zwykle od wtorku, czyli 4 sierpnia. To pozwala zrozumieć pozorną sprzeczność, że reakcja na ten tekst ze strony ks. Prymasa Józefa Glempa, jego specjalne oświadczenie, nosi datę 6 sierpnia (zob. "Tygodnik Powszechny" z 16 sierpnia 1988 roku).
Był czas, kiedy Kościół w Polsce umiał bronić religii. Potrafił reagować szybko, precyzyjnie i stanowczo na zagrożenia zewnętrzne i wewnętrzne, na jakie narażona była wówczas wiara. Zwłaszcza w przypadku profanacji symboli religijnych i prób wykorzystywania religii do celów politycznych. Teraz, w zmienionej rzeczywistości politycznej i społecznej, Kościół jakby nie potrafił bronić religii. Wydaje się być głuchy i ślepy na zagrożenia dla wiary, płynące ze strony sił ultraprawicowych. A tymczasem mniej szkód przynosi religii bezpośrednia walka z wiarą aniżeli instrumentalizacja religii dla celów pozareligijnych, czy wręcz sprzecznych z religią (mam na myśli na przykład nienawiść pośród grup narodowościowych bądź religijnych). Tamta forma walki z religią mobilizowała wiernych, ta druga rozmywa religijność i ją laicyzuje.
Najwyższy czas, żeby Kościół w Polsce przebudził się i zabrał głos w sprawie nadużywania symboli religijnych do pozareligijnych celów. To nieprawda, że jest on tutaj skazany na bezsilność. Kościół ma w swym ręku instrument, którego może mu pozazdrościć każda władza świecka. Instrumentem tym nie są siły porządkowe, którymi Kościół nie dysponuje, ani trybunały sądowe, ani parlament czy sejmiki. Instrumentem tym jest słowo, jasne stwierdzenie, kiedy symbol powszechnie uchodzący za religijny jest rzeczywiście symbolem religijnym, to znaczy pełniącym funkcję religijną, a kiedy ów symbol nie pełni takiej funkcji, bo jest "sprofanowany", czyli wciągnięty w służbę celów pozareligijnych. Takie orzeczenie pozbawia symbol uznawany za religijny jego sakralności lub ową sakralność potwierdza. Kościół wcale nie musi być, jak twierdzą niektórzy, właścicielem terenu, na którym znajdują się sporne symbole religijne. W tym przypadku usunięcie symboli, które nie spełniają warunków "religijności", nie jest sprawą Kościoła, lecz sprawą władzy świeckiej.(...)