ks. Jerzy Szymik

Błękit

Kategoria  aforyzmy anegdoty

Wydawnictwo Księgarnia św. Jacka
Cena 17.80 zł

ISBN 83-7030-355-2
86 stron
format 170x250 mm
oprawa twarda
wydane Katowice 2003 r.
waga 0.400 kg
nr kat. Rhema 00417

Do każdej przesyłki
dołączamy prezent!

Pozycja archiwalna.

Zadzwoń i zamów

Zamów przez e-mail

Nie gwarantujemy, że zamówienie będzie mogło być zrealizowane.


Pokaż koszyk

Notka

Czytając księdza Jerzego Szymika wydaje mi się, że religia może uratować poezję przed otaczającym nas chaosem.
Czesław Miłosz
(...)ta poezja pokazu je świat ważniejszy od naszego profesjonalnego zaangażowania; świat, którego w naszej pracy i coraz dalej posuwającej się specjalizacji nie należy tracić z oczu. Bowiem "z pewnej odległości i po jakimś czasie wszystko staje się smugą drgającego błękitu". Oto powody, dla których jestem Księdzu Jerzemu wdzięczny za ten tomik, (...) cieszę się bardzo, że ksiądz Szymik jest profesorem teologii w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Nie jest jedynym wśród pracowników tej Uczelni, który poezją ubogaca swoje życie i nas. To dobry znak: to znaczy, że w KUL-u jest miejsce nie tylko na naukę, ale i na głębszy oddech ducha. Jest miejsce na błękit. Bogu dzięki!
Andrzej Szóstek MIC, Rektor KUL
Poezja jest ze swej istoty sztuką wielkiego jednania. W wierszach ks. Szymika, niczym w wielkiej Bożej mozaice, łączą się w jedno górniczy pejzaż Pszowa i wielka tradycja antyku, ewangeliczna wiara w piękno i kapłańskie świadectwo wiary w człowieka. W perspektywie tej "piękno jest prawdą, prawda - pięknem". Nawet przypadkowo spotkania dziewczynka w żółtych rajstopach pozwala lepiej pojąć prawdę, że chrześcijaństwo stanowi to najpiękniejsze, co mogło przydarzyć się tej ziemi. W obliczu rozczarowań, które tak często towarzyszą współczesnej inwazji brzydoty, wiersze ks. Jerzego niosą w sobie ożywczy powiew innego świata, z którego Boże piękno wchodzi w naszą szarą codzienność.
Abp Józef Życiriski

Fragment tekstu

Polska
W Cieszynie, na rynku,
O czwartej nad ranem samotny gołąb, chory, dotrwał ze mną świtu.
Na gładkiej tafli nocy pierwsze zmarszczki dnia: bezdomny pies, kulawy człowiek i puste butelki.
Wzejdzie słońce nad miastem i furkot gołębi
i - może dziś właśnie zdarzy się na co czekam? -- pytanie na twarzy zaspanej kelnerki
Arkady dnieją: ciężkie, grube, niewysokie, piękne. Jak na Plaża Mayor w mieście Salamanca. Ale już chłód od rzeki i bladość przedświtu
każą wrócić na ziemię wilgotną i drogą: to północny step, nie żadna Hiszpania;
tu inna sztuka życia i śmierci panuje: jedynie z ludzi ciepło można tu wykrzesać, prawie nigdy z powietrza, światła, ni błękitu.

 

Powrót