(...)Bitwa o Wielką Brytanię trwała już od miesiąca, RAF jednak wciąż walczył, a Londyn po tygodniu ciężkich bombardowań dzielnie się trzymał. Hitler nie mógł zrozumieć, jak to jest możliwe. Z wyliczeń Luftwaffe wynikało niezbicie, że angielskie lotnictwo myśliwskie zostało zdziesiątkowane. Nie było wątpliwości, że wystarczy jeden szturm, by zapanować nad brytyjskim niebem i rozpocząć zaplanowaną inwazję.
Ale nie tylko Rzesza miała kiepski wywiad. Brytyjskie szacunki niemieckich strat w ludziach i samolotach były zawyżone prawie dwukrotnie. Jednakże Niemcy zawyżyli brytyjskie straty pięciokrotnie. Hitler, Góring i inni błędnie uwierzyli w bliskość zwycięstwa. Choć Fiihrer miał pewne obiekcje co do operacji "Lew Morski", postanowił dać Góringowi jeszcze jedną szansę na przygotowanie Gótterddmmerung na wyspie. W związku z rym Góring wydał rozkaz: piętnastego września wszystkie dostępne siły Luftwaffe dokonają zmasowanego uderzenia, które ostatecznie zgniecie opór RAF-u.
Wczesnym rankiem w powietrzu wisiała lekka mgiełka. Gdy się rozproszyła, nastał kolejny upalny letni dzień - wymarzony dla Luftwaffe. Słońce wciąż wspinało się po łuku, kiedy brytyjskie radary zaczęły wychwytywać wielkie masy samolotów w okolicach francuskich lotnisk. W południe potężny rój bombowców i myśliwców przekroczył wybrzeże Francji.
Na spotkanie tej pierwszej niemieckiej fali wysłano siedemnaście dywizjonów myśliwskich, w rym dwa polskie, Kościuszkowski i Poznański. Po starcie z Nor-tholt Dywizjon Kościuszkowski dołączył do brytyjskiego 229, z zadaniem przechwycenia samolotów wroga na południe od Londynu.