Zrodlo - informacje o książce

Człowiek nie umiera, rodzi sie dwa razy - Godzina naszych narodzin

Salvoldi Valentino

fragment tekstu:

MÓJ PIERWSZY KONTAKT ZE ŚMIERCIĄ

Chociaż nigdy nie poznałem dziadka ze strony ojca, jakaś jego część żyła w mojej rodzinie, jako obecność człowieka sprawiedliwego, zamordowanego przez młodzieńca, któremu na wszelkie sposoby starał się pomóc, dając mu nawet możliwość zamieszkania w jego domu .
Dziadek Giovanni zmarł przebaczając i zachęcając swoich bliskich do puszczenia w niepamięć zła, którego stali się ofiarami. Babcia Maria, którą wdowieństwo obdarzyło dojrzałością, wraz z moimi rodzicami była moją pierwszą duchową przyjaciółką. To ona wprowadziła mnie w życie, ukazując mi pogodne oblicze śmierci. Opowiadane przez nią historie mówiły o Bogu, przebaczającym, ale i sprawiedliwym Ojcu: On daje nam wiele, ale również wiele od nas wymaga. Nie można stanąć przed nim z pustymi dłońmi. On woła nas do siebie, każąc nam kroczyć po trudnych i krętych ścieżkach: potrzebne są do tego dobre buty i żelazna rózga, "aby móc się podeprzeć podczas nieuniknionej wędrówki".
Pamiętam, iż kochałem babcię uczuciem dziecka bezwarunkowo zawierzającego osobie, która w jego oczach jest silna i jednocześnie łagodna, wyrozumiała i wymagająca, pełna surowości złagodzonej wieloma cierpieniami, na które nigdy nie narzekała.
Miałem dziesięć lat kiedy w dramatyczny i wyrazisty sposób otrzymałem od niej wielki i nieoczekiwany dar. Był to dzień Środy Popielcowej. Babcia przywołała mnie do siebie, kazała mi usiąść przy kominku na swoim taborecie i wyjaśniła znaczenie obrzędu posypania popiołem: "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz... Nie bój się śmierci. Pewnego dnia zostaniesz księdzem i będziesz pomagał ludziom właściwie umierać. Mam osiemdziesiąt dwa lata, sama niedługo umrę. Pomóż mi przygotować się do tego kroku. Idź do kościoła i powiedz księdzu Iginio, aby sypnął dużo popiołu na twoją głowę. I słuchaj uważnie słów, które wypowie. Potem przyjdź do domu i połóż na mojej głowie szczyptę z własnego popiołu, powtarzając słowa księdza".
Dwa razy podszedłem do kapłana, aby mieć pewność, iż posiadam wystarczającą ilość popiołu. Potem pobiegłem do domu, przyciskając dłoń do moich długich jasnych włosów. Podczas tego biegu byłem eksplozją życia, które niosło przesłanie śmierci. Oparłem moje czoło o czoło babci i przechylając głowę, wyraźnie wypowiedziałem te słowa: Memento homo quia pulvis es.
Bracia i kuzyni zawołali mnie, abym pobawił się z nimi na podwórku, moje myśli jednak utkwione były na dwóch przesłaniach otrzymanych od babci: miałem zostać księdzem i patrzeć ze spokojem na śmierć. Przerwałem zabawę, aby udać się w moje ulubione miejsce, nad źródło i tam wszystko przemyśleć.
Pomiędzy kamieniami pieniła się woda, wytryskując silnym strumieniem. Niedaleko za kanałem zaczynała swoją pracę, obracając koła młynów i ubijaków.
Zostać księdzem... Myśl ta nawet mi się podobała, odprawianie mszy każdego dnia wydawało mi się dosyć interesującym zajęciem. Ale ja wiedziałem, iż nie byłem święty... Wróciłem do babci, aby powiedzieć jej, iż chciałbym zaprowadzić ją do źródła, zanim umrze. "Źródło - powiedziała babcia - to życie. Ty jesteś życiem. Ja już swoje zakończyłam. Teraz czekam tylko na chwilę, kiedy Pan opuści kosz: ja włożę do niego moje kruche kości, a On wciągnie mnie do góry". "Jak mogę zostać księdzem, skoro tak łatwo popadam w złość?". "O tak, jesteś impulsywny, ale umiesz się modlić, jesteś posłuszny i kochasz ludzi. Reszty dokona Pan".
Babcia żyła jeszcze jedenaście miesięcy: to ona była moim pierwszym seminarium. Pogłębiała to, co o wierze wspominali matka i ojciec. Kiedy było z nią już bardzo źle, bez narzekania brała mnie za rękę, aby w ciszy wyrazić to, czego nie była już w stanie powiedzieć i aby otrzymać ode mnie siłę, która pozwoliłaby jej biec ku swojemu nowemu życiu. Życie i śmierć. Wytryskujące źródło i ciężki oddech brzemienny w nadzieję.

Pragnę prowadzić cię
za rękę,
babciu,
aż do śmierci,
jak przyjaciel,
który skacze wraz z tobą
po kamieniach rzecznych.
Ciężki oddech i szmer wody.
Słowa nowe,
podskoki nowe
w kierunku źródła.
Mewy czarne,
mewy białe,
majestatyczne w locie,
jednakowo dążące
do tego samego kresu:
by zatracić się w słońcu.

Kiedy nadszedł jej ostatni dzień, powiedziała mi, abym ukląkł przy jej łóżku, po czym nakreśliła znak krzyża na moim czole i wyszeptała: "Pamiętaj o mnie, kiedy będziesz odprawiał swoją pierwszą mszę".
Kiedy wróciłem ze szkoły, ojciec wyszedł mi naprzeciw, objął mnie i powiedział: "Teraz babcia jest już z Jezusem. Nałożyliśmy jej piękne buty... pamiętasz?, nie chciała iść do raju w papciach. A jej ostatnie słowa brzmiały: "Powiedz Valentino, aby pamiętał o mnie podczas swojej pierwszej mszy"" .
Podszedłem do łóżka babci. Sprawdziłem, czy buty naprawdę były nowe, żeby nie zniszczyły się, zanim dotrze do bram raju. Spojrzałem na jej laskę, stojącą w rogu: mogła jej jeszcze potrzebować, aby podeprzeć się na ścieżce, którą wielokrotnie opisywała jako stromą i kamienistą: ścieżka prowadząca do "wąskiej bramy"... Położyłem ją na łóżku. Pomyślałem o źródle i wybuchnąłem płaczem, wzywając babcię. "Pocałuj ją", powiedział tato. Później wyprowadził mnie z pokoju.
Kiedy wiele lat po jej odejściu musiałem stawić czoła poważnym kryzysom wiary, siłę do wytrwania przy mojej decyzji dawało mi - bardziej niż opinia przewodnika duchowego czy rektora seminarium -przekonanie, iż babcia, przewidując w chwili śmierci moją przyszłość, nie mogła się przecież mylić.

spis treści (lub początek spisu treści)

notka

Warning: mysqli_num_rows() expects parameter 1 to be mysqli_result, bool given in /chicago/linki2.php on line 44



Powrót