Zrodlo - informacje o książce

Wobec cierpienia

R. Jaworski, A. Rusak, W. Simon

fragment tekstu:

(...)
Przeżycie miłości i seksu. W zaburzeniach psychicznych chory tak angażuje się w miłość jakby gasił pragnienie w morzu: im więcej chce się zbliżyć do drugiej osoby, tym mniej bliskości odczuwa ale raczej tym większą tęsknotę za bliskością i lęk lub pełną rozdrażnienia niechęć wobec osoby bliskiej. Szczególny wyraz znajduje to w fizycznej bliskości: nic tak nie absorbuje chorego psychicznie jak sprawy seksu. Znalezienie partnera seksualnego jest sprawą podstawową, decydującą o porażce bądź sukcesie życiowym, natomiast faktyczne znalezienie partnera często kończy się rozczarowaniem, złością i odrzuceniem. Wiele związków małżeńskich osób zaburzonych psychicznie zaczyna się szantażem "S", a po krótkim okresie bycia razem osoba, która groziła "S" -jeżeli ta druga osoba nie zgodzi się na związek -teraz równie dramatycznie domaga się rozwodu. Chorzy psychicznie często uprawiają nawykowy onanizm, który w praktyce bardzo utrudnia jeżeli nie wręcz uniemożliwia kontakty z drugą osobą - właśnie dlatego, że nawyki, rytuały seksualne, schematyczność tych doznań wykluczają spontaniczne bycie we dwoje. Dramatem dzisiejszych czasów są małżeństwa młodych ludzi, znakomicie zaopatrzonych bytowo: dobre wykształcenie, duże zarobki, wysoki standard życia a poza godzinami pracy on spędza czas z pornografia internatową a ona marzy tylko o tym, żeby on wyszedł z domu, żeby mogła wreszcie przejeść się produktami pobliskiego Mc Donalda i zwymiotować. Kontakt z drugą osobą on uzyskuje na mityngach AE a ona na mityngach AŻ.
Bycie pacjentem. Zaburzony psychicznie człowiek staje wobec decyzji niezmiernie trudnej: być, czy nie być pacjentem. Pozostać sobą, czy oddać się w ręce specjalistów, którzy zaczną go zmieniać. Wprowadzą w jego ciało jakąś chemiczną substancję, która odbierze moc. To pewne, że zaburzenia psychiczne, szczególnie psychozy, dają silę: chory jest krańcowo zdeterminowany w swoich decyzjach, nie koryguje ich ani uczuciami ani zdrowym rozsądkiem. Ma moc, żeby zagłodzić się na śmierć, potrafi przeciwstawić się otoczeniu, walczyć z nim, mówić otwarcie co myśli, odrzucić schematy. Leki odbierają tę moc. To nie jest łatwa decyzja dla chorego. Być pacjentem to także poddać się instytucjom szpitalnym. W moim Instytucie Psychiatrii i Neurologii jest kaplica. Poza czasem Mszy Św. rano - zamknięta.

Pacjent, żeby móc się tam pomodlić, musi prosić o klucz siostrę oddziałową. Można zobaczyć czasem, także w innych szpitalach, np. w szpitalu Bródnowskim, pacjentów klęczących przed drzwiami zamkniętej kaplicy. Poddany instytucji szpitalnej pacjent, ten, który jest nienormalny musi wdrożyć się w "normalnego pacjenta". Alternatywą są pasy. A normalny pacjent to jest ktoś, kto wstaje o siódmej rano, je zupę mleczną, łyka leki, je o czternastej obiad, łyka leki, je o osiemnastej kolację, łyka leki i kładzie się spać o dziesiątej. W międzyczasie powinien nie leżeć w łóżku, nie być głośnym ani absorbującym i uprawiać robótki ręczne w wyznaczonych godzinach. Zdumiewająca jest cierpliwość i pokora chorych psychicznie! Czeka go jeszcze spotkanie z lekarzem, jego pytaniami i nieustannym zdziwieniem. Jeżeli lekarz jest jego władcą lub wrogiem to pół biedy. Gorzej, jeżeli przychodzi do lekarza po relację: chce z nim być a nie oddawać się do leczenia. Wtedy nie ma mowy o zebraniu wywiadu albo pracy nad aktualnymi trudnościami życia pacjenta. Pacjent staje się pacjentem naprawdę i domaga się swoją postawą, żeby lekarz był lekarzem naprawdę, tj. żeby ich relacja była lecznicza sama z siebie, była Buberowskim byciem Ty i Ja. Przyznajmy szczerze: nie jest to sytuacja łatwa dla lekarza. Kiedyś moja koleżanka przegadała całą noc z niedoszłą samobójczynią. Nad ranem, kończąc rozmowę spytała ją: "Czy ta rozmowa coś pani dała"? A pacjentka odpowiedziała: "A Pani?". Bycie psychiatrą. O ile psycholog w opinii publicznej cieszy się zazwyczaj dobrą opinią, kojarzony jest z kimś w rodzaju mędrca czy filozofa; o ile teolog, szczególnie przystrojony w suknię zakonną budzi zazwyczaj podziw i szacunek, o tyle psychiatra nie był nigdy i nie jest postacią popularną. Do połowy XIX wieku (a więc w czasach gdy nie było tzw. "nowoczesnej" psychiatrii a chorzy psychicznie byli uważani za upośledzonych) człowiek zajmujący się chorymi psychicznie określany był jako alienus (mniej elegancko - alienista) co można różnie tłumaczyć: ja sobie tłumaczę to alienus jako "cudak". Potem Przyszedł czas na eleganckich panów analityków i w relacjach z pacjentem powiało chłodem.
(...)

strona redakcyjna

wstęp (lub początek wstępu)

spis treści (lub początek spisu treści)

notka

Warning: mysqli_num_rows() expects parameter 1 to be mysqli_result, bool given in /chicago/linki2.php on line 44



Powrót