Chodzić po wodzie. Z Anną Świderkówną rozmawia Elżbieta Przybył
Elżbieta Przybył
wstęp:
(...)
Pan szedł bosymi stopy po wodzie
- Piotra wezwał do siebie -
Piotr na głos Pana wyskoczył z łodzi
I biegi po morskiej kolebie.
Spoglądał w jasność, w Pana oblicze,
Gnała go miłość święta.
Myślał o Panu, więcej o niczym,
O sobie nie pamiętał.
Deptał stopami fal siwe grzywy
I szedl po wodzie - człowiek,
Z wielkim patrzyli na niego dziwem
Z łodzi apostołowie.
Wtem wiatr się zerwał
i w twarz pian białych
Prysnęła mu ulewa...
"Gdziem jest? Co robię?! Snadź oszalałem!"
- Już fala go zalewa.
"Głupoto! Nędzo! Jam się ośmielił?...
Nie dla mnie wielkie czyny..."
Ale zakrzyknął jeszcze z topieli:
"Panie, ratuj, bo ginę!"
A Pan mu rękę podaje zaraz,
Cisza się w koło robi.
"Piotrze, Pan rzecze, gdzież twoja wiara?
Czemu myślałeś o sobie?"
Anna Świderkówna, Warszawa, 20 lipca 1952
(...)