W tym czasie ksiądz proboszcz zaczął również przygotowywać dzieci do uroczystej Komunii św. Ponieważ ja od 6 lat powtarzałam uroczystą Komunię, moja matka postanowiła, że w tym roku nie pójdę. Z tego powodu nie poszłam na lekcje katechizmu. Kiedy inne dzieci po skończonych lekcjach biegły na werandę plebanii, ja wracałam do domu, aby kontynuować moje szycie lub tkanie. Poczciwemu proboszczowi nie podobała się moja nieobecność na lekcjach katechizmu i jego siostra, któregoś dnia, gdy wychodziłam ze szkoły, kazała jednemu dziecku zawołać mnie. Spotkało mnie ono już na drodze do Aljustrel koło domu jednego biednego człowieka, którego nazywano Caracol.
Dziecko powiedziało mi, że siostra proboszcza kazała mnie zawołać, więc powinnam do niej przyjść. Myśląc, że to znów na jakieś przesłuchanie, prosiłam o wytłumaczenie mnie, bo moja matka kazała mi ze szkoły niezwłocznie wrócić do domu. I nie mówiąc nic więcej pobiegłam jak głupia, przez pola szukając kryjówki, gdzie nie mogliby mnie znaleźć. Tym razem jednak zabawa kosztowała mnie drogo.
Po kilku dniach w parafii była wielka uroczystość. Na sumę przyjechali księża z sąsiedztwa. Po zakończeniu uroczystości ksiądz proboszcz zawołał mnie i w obecności wszystkich tych księży zganił surowo, że nie przychodziłam na lekcje katechizmu, i że nie stawiłam się na wezwanie jego siostry. W końcu poruszono wszystkie moje wady, a kazanie pokutne trwało bardzo długo.
Nie wiem, w jaki sposób zjawił się tam jakiś dobry kapłan, który próbował mnie obronić; chciał mnie usprawiedliwić tłumacząc, że może moja matka mi nie pozwoliła. Ale poczciwy proboszcz odpowiedział:
- "Matka?! Matka to święta! To ona jest stworzeniem, z którego nie wiadomo, co wyrośnie!"
Ten dobry ksiądz, który później został dziekanem w Torres Novas, zapytał mnie wtedy uprzejmie o powód, dlaczego nie chodziłam na katechizm. Oświadczyłam, że moja matka tak zadecydowała. Widocznie ksiądz proboszcz nie wierzył mi, bo kazał zawołać moją siostrę Glorię, która stała na placu kościelnym, aby dowiedzieć się od niej prawdy. Sprawdziwszy, że tak było, jak
mówiłam, oświadczył:
- "No, to dobrze, ale będziesz chodziła na lekcje katechizmu, które jeszcze pozostały do końca, a później wyspowiadasz się u mnie, przyjmiesz uroczystą Komunię św. wraz z innymi dziećmi albo tu w parafii nie otrzymasz więcej Komunii św."
Słysząc to moja siostra powiedziała, że pięć dni przed Komunią św. miałam z nimi wyjechać, i że sprawiałoby to nam trudności; jeżeli ksiądz proboszcz zechce, mogłaby się wyspowiadać i przystąpić do Komunii św. w jakikolwiek dzień przed wyjazdem. Dobry proboszcz nie zgodził się na te prośby i podtrzymywał stanowczo swoje zdanie.
Kiedy przyszłyśmy do domu, powiadomiłyśmy o tym matkę, która również poszła prosić księdza, aby mnie wyspowiadał i dał mi 1 Komunię św. innego dnia. Ale wszystko było na próżno. Moja matka postanowiła, że wobec tego w następnym dniu po uroczystej Komunii św. mój brat wyprawi się w podróż ze mną, mimo dalekiej i uciążliwej drogi.
Sądzę, że krwawe poty na mnie występowały na samą myśl, że mam się spowiadać u proboszcza. Strasznie się go bałam! Płakałam ze zmartwienia. W przeddzień proboszcz kazał wszystkim dzieciom przyjść po południu do kościoła do spowiedzi. Poszłam więc ze ściśniętym sercem. Wchodząc do kościoła, zauważyłam, że było więcej spowiadających księży. W jednym z konfesjonałów w głębi kościoła siedział O. Cruz z Lizbony. Ja już z nim rozmawiałam i bardzo mi się podobał. Nie zauważyłam, że w jednym z otwartych konfesjonałów w środku kościoła siedział proboszcz, i wszystko widział. Pomyślałam sobie:
- "Najpierw pójdę wyspowiadać się u O. Cruz i zapytam się, co mam robić. Potem pójdę do proboszcza".
O. Cruz przyjął mnie z całą uprzejmością i wysłuchawszy mnie, dał mi naukę. Powiedział, że jeżeli nie chcę iść do proboszcza, nie muszę. Z tego powodu nie może mi odmówić Komunii św. Uszczęśliwiona tą radą odmówiłam pokutę i uciekłam z kościoła w strachu, że ktoś mnie jeszcze zawoła.(...)