Pewnego dnia zadzwonił do mnie Michael Walsh, który zasiadał w Komisji ds. Nauki Wiary przy Krajowej Konferencji Biskupów Katolickich. Telefonował właśnie do kilku przyjaciół w Nowym Jorku i chciał zasięgnąć mojej opinii na temat krótkiej listy teologów moralistów, którym zamierzano zaproponować prowadzenie kolumny na temat moralności w czasopiśmie "Church". Lista nazwisk była imponująca; przed odłożeniem słuchawki powiedziałem: "Mike, jeżeli oni wszyscy się nie zgodzą, ja ją wezmę; bardzo chciałbym prowadzić kolumnę na temat cnoty". Parę tygodni później kolumnę dostałem. Chciałem prowadzić tę kolumnę, ponieważ chciałem znaleźć miejsce, gdzie mógłbym opracować swoje myśli na temat cnoty i zwykłego życia ludzi dorosłych. Chciałem przemówić do chrześcijan nie tyle ciekawych, co myślących. Chciałem nawiązać kontakt z ludźmi zainteresowanymi nie tym, jaki temat aktualnie powoduje rozłam w Kościele, ale tym, co może stanowić podstawę naszego życia rodzinnego i wspólnotowego. Pragnąłem znaleźć wspólny język. Co więcej, zamiast zajmować się zasadami lub regułami, które rządzą poszczególnymi i specyficznymi złożonymi działaniami, chciałem przyjrzeć się zwykłemu życiu. Żeby to zrobić, zająłem się cnotami.