Matka Teresa i Jan Paweł II. Osiem fotografii
Oboje rozmiłowani w Bogu, wierne dzieci Kościoła, misjonarze z wyboru i niestrudzeni pielgrzymi z powołania. Oboje charyzmatyczni, znani w każdym zakątku świata, chwaleni i szanowani, krytykowani i wielokrotnie potępiani.
W Janie Pawle II Matka Teresa odnajduje ojca, sama rozpoznając się jako córka. Pisze do niego, informuje na bieżąco o swoich planach, podczas spotkań słucha i uśmiecha się do niego, gdy głaszcze jej głowę, wszystko to jakby wyraz jednomyślności i wzajemnego szacunku.
"Całkowite otwarcie na Boga było prawdopodobnie tym, co najściślej łączyło Matkę Teresę i Jana Pawła II - pisze kardynał Camillo Ruini. - Papież doskonale rozumiał, z kim miał do czynienia. Dlatego nie powinniśmy się dziwić, jeżeli w stosunkowo krótkim czasie dane nam będzie zobaczyć ją wynoszoną na ołtarze, błogosławioną i świętą. Nie powinno zdumiewać, gdyby dla darów Bożych, i to jakich darów, droga została wyrównana".
Niejednokrotnie Papież zachęcał Matkę Teresę do kontynuowania swego dzieła. Nie dlatego, żeby ta drobna albańska siostra potrzebowała słów zachęty, ale wezwania Papieża były konkretne: uczestnictwo w światowym synodzie biskupów w Rzymie w 1980 r., wizyta w Bejrucie w 1982 r. na znak solidarności z ofiarami wojny, która niszczyła kraj, opieka nad "ubogimi", także w Rzymie, kiedy to w 1989 r. oddaje jej do dyspozycji pod osłoną murów watykańskich dom gościnny.
Z jej strony odpowiedź zawsze była pozytywna. Matka Teresa - "córka" - z radością przyjmowała odpowiedzialność, którą Papież - "ojciec" - powierzał w jej ręce.
Przy każdej okazji Jan Paweł II podkreślał wartość nieustannego dzieła Misjonarek Miłości, błogosławiąc je i zapraszając wszystkich do modlitwy w ich intencji.
"Matka Teresa przyszła, by prosić o błogosławieństwo, ponieważ następnego dnia wyjeżdża do Bejrutu" - przypomniał 9 sierpnia 1982 r. wiernym zebranym na dziedzińcu pałacu papieskiego w Castel Gandolfo. Wśród nich była także pokaźna grupa młodych ludzi. Matka Teresa wyłoniła się nagle zza kolumnady. Papież wyszedł jej na spotkanie, wziął za rękę i pomógł jej usiąść na fotelu, obok swojego.
(...)